Pustka, mętlik, strach, bezradność...
Które to już podejście do diety? setne? dwusetne? Niewiem, ale wiem że się nie poddam.. Jak to mówią 'Don't give up on perfection...'. Od jakiegoś czasu staram się ograniczać jedzenie/kalorie, więcej się ruszać-spalać i przeglądam fotoblogi co w pewnym stopniu pomaga mi i strasznie motywuję. Utożsamiam się z notkami niektórych z Was, czuję jakby opisywały stan w jakim się znajduję.
Sama nie wiem co dzieję się w moim umyśle. Nie rozumiem jak w przeciągu miesiąca (?) tak bardzo może zmienić się podejście do życią i nastawienie do ludzi. Skrajności... Ogólnie czuję ogromną nie chęć do ludzi, brak potrzeby jakiegokolwiek kontaktu, jakiejkolwiek interakcji czy nawet ich obecności wokół mnie. Nie potrafię nikomu zaufać, mam wrażenie, zapewne bo tak jest, że nikogo nie obchodzi to co mówię, że nawet jeśli 'słuchają' mnie z grzeczności to i tak nic z tego co mówię do nich nie trafia/dociera. W sumie dlaczego miałoby interesować ich takie bezwartościowe coś jakim jestem? ALE są momenty, momenty których nienawidzę, te w ktorych widząc kochających się, szczęśliwych ludzi tak bardzo chciałabym zaznać tego co mają. Nienawidzę tego uczucia bo wiem że nie jestem wystarczająco dobra (?) aby doznać choć odłamka szczęścia które czują Ci wszyscy ludzie...
Polubiłam samotność, jest ona na chwile obecną moją najlepszą przyjaciółką, jedyną.
co do jedzenia, wiem że dużo, ale staram się ograniczać do 1000 kcal i wiem że będzie tylko lepiej
- pół kubeczka owsianki na wodzie (ok 150kcal)
- kawałek pieczonego łososia, sałata, marchewka, kukurydza (ok 250kcal)
-jabłko (ok 35 kcal)
-saszetka owsianki na wodzie (ok 150 kcal)
-kawałek bułki z dżemem (ok 200 kcal?)
ok 785/1000 kcal
+ 7 tabletek senokotu
+ zielona herbata, kawa, woda
Kładę się bo jutro znów praca, ona też mnie wykańcza, trzęsą mi się ręce...
Dobrej nocy i wytrwałości (chociaż to mi ona jest chyba najbardziej potrzebna)