łapie mnie za nogi w moim własnym piekle i skleja rzęsy, tak jak chciał, nawet nie musiałam oddawać szczegółów które zatrzymałam. zrzuciłam wylinkę tych skrawków które myliły mnie podczas każdego kroku a potem odcięłam głowę poprzebijanym palcom. jego skórę zdrapaną wraz ze wspomnieniami zabrałam mu wygryzając do pustki każdą myśl. nie mogę tego skończyć, wchłaniam się, pochłania mnie. będę elementem którego nigdy nie chciałby posiadać. twarz przy twarzy.. smakuję jak smoła z jego ciała a on jest już daleko. obolałe pierwiastki zblizają mnie tylko do siebie i nie ufam innym słowom szeptanym w moje uszy. wbijam w siebie igły i zostawiam plamy na jego dłoniach. nie uwolni się. zawsze jest obojętny choć czasem świta myśl, że może to tylko stłumiony oddech i ledwo widoczna blizna na twarzy