Hejka ;-)
Tygdonie lecą, mamy juz 27
Coraz bliżej do spotkania z Maluszkami
Maluszki okopują konkretnie brzuch, żebra, wszystko co możliwe. Tatusia okopują w plecy ale w ręke nie kopną
Całuski, całuski i jeszcze raz całuski, Tatuś ciągle gaduli, głaszcze, śpiewa, puszcza muzykę, kołysanki i zwraca mi uwagę zebym dobrze leżała, abym nie gniotła Smerfów, w nocy przykrywa itd
Coraz częściej pojawiają sie skurcze w łydkach, noc bez minimum 1 skurczu= noc stracona
Spacerki do kibelka nocą w dalszym ciągu, zgaga pali ale daje radeMecze sie wszystkim, długie spacery (minimum 3 km) to już nie dla mnie, a schody to mój wróg. wejście na 4 piętro do teściów kończy się przerwami po drodze, sapaniem i zadyszka
moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieje że po porodzie wróci wsio do normy, bo nie zwyczajna jestem do takiego biernego trybu życia.
Mężuś dzielnie masuje mi plecy, bo widzi że bolą jak cholerka... a gdzie tu do końca
mam siniaka na żebrach, pomiędzy brzuchem a piersiami (w tym "dole") i nie wiemy skąd się on wziął, bo nie ma możliowści bym się uderzyła nie wadząc brzuchem i biustem.
Kochamy Naszą Dominisie i Naszego Igorka nad życie
Już zawirowali całym Naszym życiem, a co to będzie jak się urodzą. Istne szaleństwo...