Helooou
Jestem w górach, po słowackiej stronie Tatr. Oto relacja z pobytu, w wielkim skrócie, obrzydliwym stylem zapisana:
Dzień 1:
Droga długa, jedzenia mieliśmy od cholery i nam zostalo. Tylko rosół się zepsuł cholera jasna... A jak zajechaliśmy to dostałem spanie na podłodze. Ale przy gniazdku. Jestem władcą prądu. Tyle wygrać.
Wieczorem poszliśmy na piwo.
Dzień 2:
Mimo picia dość intensywnego wstałem o 8 i poszedłem pożyczyć deskę w Ski Rental jakimś tam. Ziomek się zakręcił i trochę na swoją niekorzyść się rypnął w cenie zestawu. No cóż. Potem na stoku sam się uczyłem jeździć, tak długo aż się nauczyłem i było fajnie. Jednak noga prawa z przodu to jest to...
Wieczorem mnie dupa bolała.
Dzień 3:
Nauki ciąg dalszy. Zacząłem skręcać. Nadal się wywalając na każdej zaspie. Ale pod koniec jazd już rzy razy z kolei miałem bezglebowe przejazdy.
Wieczorem poszedłem pić, tańczyć, kręcić imprezą, umierać.
Dzień 4:
Umierania z dnia trzeciego ciąg dalszy. Nic nie jeździłem.
A wieczorem zjadłem całą pizzę.
Dzień 5:
Posiedziałem i popatrzyłem jak jeździ młody. Skubany 4 lata już smyka i to widać. Zacząłem go naśladować. Jak się wywaliłem to aż mi gogle spadły. Ale dzwon
Wieczorem poszedłem na piwo.
Dzień 6:
Pojeździłem jak głupi, nabiał sobie obiłem tymi pieprzonymi wyciągami...
Wieczorem byliśmy na termach. Ale siarą tam jedzie ja pier****. Mimo wszystko było super
Dzień 7:
Trzy zjazdy okraszone grymasym bólu i dyskomfortem w kostce prawej. Buty się obraziły. Swoją drogą buty z wypożyczalni mają tendencję do śmierdzenia. Im większa noga tym większy smród. Ja mam buty 46...
Resztę dnia spędziłem w pensjonacie.
Wieczorem nic nie robię. Piszę tę notkę
Dzień 8:
Jak mi się zachce to uzupełnie. Jeśli nie to przewiduję że:
Pojadę na stok, pojeżdżę do 16, przyjadę się wykąpać, potem na pizzę i spać
Dzień 9:
Jedziemy do domu. No.