Udało się, weszliśmy.
Bramkarz przedarł bilet z wielkim napisem zespołu "eagels of death metall"
Tłumy, chyba jeszcze nigdy nie widziałem aż tylu ludzi na raz.
Trzyma mnie za rękę byśmy się nie rozdzielili i ciągnie mnie do sceny.
Jest piękna, moja piękna narzeczona.
Zawsze marzyła o Paryżu, kosztowało nas to wiele wyrzeczeń ale było warto tu jest cudownie.
Muzyka gra, nie jestem fanem tego typu muzyki ale da się wytrzymać ale Ona, jak ona się cudownie bawi.
Kocham ją.
Ten błysk w oku gdy odwraca się niepostrzeżenie i mnie całuje.
Przytulam ją, jest dobrze nie wracajmy do Polski.
ŁUUP
Muzyka ucichła.
Wszyscy zwrócili swój wzrok na scenę, wokalista padł na ziemię jak worek kartofli.
Z drzwi zaczęły dobiegać nas krzyk i strzały.
Wybuchła panika.
Nic się nie liczy, nic.
Tylko ja i Ona.
Musimy się schować, ukryć.
Ciągnę ją za sobą ściskając z całych sił, nie tylko nie do drzwi.
Na scenę, tak na scenę na pewno jest jakieś tylne wyjście dla artystów.
Wskoczyłem na scenę wciągając ją za sobą.
To wszystko było jak zwolniony film.
Tym czasem oni już byli w środku i posłali serię z karabinu w naszą stronę.
Coś mnie pociągnęło za rękę i jednocześnie poczułem jakby ktoś mnie walną biczem w bark.
Upadłem i uderzyłem głowa w jakiś sprzęt, nie wiem co to było, nie znam się na tym.
Bark bolał strasznie zobaczyłem czerwoną plamę na mojej białej koszuli, nie lubię białych.
Chciałem ubrać czarną ale uparła się ze nie będziemy do siebie pasować kolorystycznie.
Właśnie, gdzie Ona jest ?
Resztkami sił odwróciłem głowę w prawo i zobaczyłem ją.
MOJĄ KOCHANA
MOJĄ MIŁOŚĆ
TWOJA BIAŁA SUKNIA BYŁA CAŁA WE KRWI
TO TY POWINNAŚ BIEC PIERWSZA
IDIOTA
DEBIL
JAK MOGŁEM NA TO POZWOLIĆ ?!
I nagle ciemność...
Obudziłem się związany, niektórzy krzyczeli, inni płakali a ja po prostu milczałem
Zobaczyłem czarną lufę przed moją twarzą.
Nie odbierali mi życia, nie.
To już nie było życie.
Moje życie leży na scenie w podziurawionej białej sukni.