pamiętasz dojrzewanie? niezapomniany klimat. pierwsze balety, amfetamina i tanie wina
myśli mamy krzywe. wytaguję ci na pysku dziwko cyrklem swoją ksywę.
gdy wracał z miasta wynosili ich w workach. kilka psów, sanitariusze, prokuratorka
ja czuję upadek sensu dalszej gry, kiedy ty za mój sukces chciałabyś napluć mi w pysk.
osiedle czy klub, kumasz? masz to albo nie masz. jak masz cash to kup bilet, siemasz, jest melanż.
jestem kurwa skazana, ale nie potępiona.
do góry głowa, będzie dobrze ziomek. najgorzej mają ci z biletem w jedną stronę
tutaj marzenia płoną i zostaje sam popiół. na wieki wieków amen, szacunek do tych bloków.
zaciskam mocno pięści.
mam żal do Boga, że takie ścierwo żyje, nie bez powodu chodzisz z tym pochlastanym ryjem.
masz to we krwi, wiem, że się nie zmienisz. nie zasługujesz łajzo by chodzić po tej ziemi.
frajerskie zagrywki wciąż idą z tobą w parze, nie marnuj czasu - rozejrzyj się za cmentarzem.
patrzysz w okno, pijesz wódkę, przegryzasz ją petem. trunek ratuje ci skórę, wlewasz kolejną setę.
z orbity marzeń, prosto o ziemię, po sprawie. dziś życie koncentruje się w osiedlowym pubie
nie ma jak betonu dotyk, kiedy umrę rozrzuć nad osiedlem moje prochy.
wciąż mieszają mi się w głowie dobry humor i smutek...
musisz iść, bo wbrew przeciwnościom tego świata. i i idź, nawet jak nie masz już do kogo wracać.
twoje życie, twój moment, twój mikrofon znów płonie. zostawiłeś grę i słyszysz głos mówiący "wróć do niej"
nie każę ci mnie kochać, chcesz to mnie znienawidź. znasz zasady, za swoje słowo dałbym się zabić.
nigdy nie mów mi, że nosze wciąż głowę w chmurach, bo nie mam ochoty na rozmowy o bzdurach
więc nie mów, że mnie kochasz na zawsze i zaśnij, jutro okłamiesz mnie po raz ostatni
wtedy nie miała pojęcia, że to dopiero prolog do znajomości intensywnej prawie tak jak kolor
jestem słaby, muszę wpakować hajs w odżywki, bo mam problem z oderwaniem warg od fifki. 7 cze, 21:20
upalny bezwietrzny dzień, słońce daje w jape, my skuci browcem idziemy pod klatkę.
bawili się zajebiście, prawdziwa biba. przyjaciele pomyśleli, że zrobią mu kawał - wkruszą dwie piksy do piwa.
to moje życie, więc po co się wpieprzasz? no cóż, niektórzy mają płytką wyobraźnię. nie rozumieją, nie traktują nas poważnie.
i pokochasz je mocno, potem sam je poznasz. na nocnych spacerach, tych do wschodu słońca.
głośniejszy od pierdolonych odbiorników, głośniejszy od telefonów i budzików co zbudzi stare wulkany ze snu, co zburzy nawet najtwardszej skały mur.
nucę ten refren jak swój, bo mam za sobą ziomków, a ty sam w deszczu stój.
wstawiając gówniany kit, dziś za to się wstydź, zamknij ryj, kurwo milcz.
niezły przejeb.
rok mija i mi chyba trochę przykro, miałeś być tu ze mną, a nie kurwa wyjść stąd
ja tam w klubie ogólnie nie tańczę, podepczą mnie, a zgubiłem znów gdzieś gwarancję
co mnie nie zabije to mnie boli, brak roboty nam pozwoli znów się wjebać w alkoholizm
coś pękło, kiedy przyszła codzienność, i wiesz co? zaczęli żyć na odpierdol
jak spotkasz ich pozdrów i spytaj jak żyją, połączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo. to smutne, zabiła ich ulica i miłość i przez to nic już nie będzie jak było
na sercu kamień, z ust cisza i znów się nie znamy i mijamy wśród pytań. myślisz, że będzie spoko? wątpie. nie obchodzi mnie co mówisz o mnie
a ty nie dzwoń i nie pisz, bo nie chcę cię znać.
palę papierosa i patrzę w twoje oczy, myśląc, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy.
i gdybym nie miała kilku cech o których wiem, pewnie podeszłabym do ciebie w ten smutny szary dzień.
ja w pubie lub klubie gdzieś gubię się, więc proszę cię, w dzień do mnie nie dzwoń, podnoszę się gdy robi się ciemno
siedzę w domu, przesłuchałam wszystkie płyty, wypaliłam wszystkie szlugi, rozjebałam wszystkie bity.
i chcę dziś pić i tańczyć aż wybuchną basy lub wsiąść w samochód, na zakręcie wypaść z trasy.
wszystkie niunie wokół robią się nerwowe, wszystkie zamawiają podwójny long-island z lodem.