murder of the one.

Nie wiem co to jest, ale jeżeli to jest to o czym ja myślę, to chyba kogoś popierdoliło i to równo. Lubię takie dni jak ten tydzień. W sumie.. to zaczynam dostrzegać plusy tego wszystkiego. I mimo wszystko jest MAGICZNIE. Mam tak wyjebane, że nawet mi się nie chce iść po telefon i go załączyć do ładowania. Aż dziwne.. i wkurwia mnie ta oś czasu srasu. Aczkolwiek fajnie się dowiedzieć, jak zajebiście popierdolona byłam jeszcze nie dawno - "przyjmowałam pozy embrionalne wypchnięte, a Klojka była jakimś tam motykiem Oo. WTF?!" w każdym razie.. dobra bania. Jedyne co lubię w świętach to chyba to, że mogę wpieprzać babki ile wlezie, jajek ile wlezie i cały rok czekam na zupę chrzanową na Wielkanoc, jak na kapuste z grochem na Boże Narodzenie.

Nie ma co. 30 jadę do Grabowej, na 75 % - bo 100 % będzie jak będę tam już na miejscu. Na razie nikt nie protestuje, a moja nauka historii i to co postanowiłam jako tako działa, po wczorajszych 9 godzinach dzisiaj mam dzień lenia, ale mam jeszcze całe 4 dni typowego wolnego i wiecie co? NAUCZĘ SIĘ TEGO.

Za 3 tygodnie mam koniec roku szkolnego. Za 27 dni i 12 godzin będę już w sali pisać maturę.. boję się, ale muszę dać radę. Nie mam innego wyjścia. Dam radę.