czytywałam ja nieraz różne uczone opracowania na temat przyjaźni. Prawie zawsze po krótkim wstępie następowała wyliczanka- prawdziwy przyjaciel powinien być taki, a taki, prawdziwy przyjaciel powinien to i tamto... Czyli przepis na prawdziwego przyjaciela.
Z tych opisów wyłaniał się obraz jakiegoś chodzącego ideała, jakiejś nieziemskiej istoty. Tak sobie myślałam, czy w tych układach ktokolwiek ma szanse spotkać przyjaciela... No, bo jeśli przyjacielem może być tylko ideał???
Każdy ma wady, ideałów w tym świecie deficyt jakiś straszny...
Ja na swój użytek mam inne rozwiązanie. Nie szukam ideałów. Każdego przyjmuję takim, jakim jest. Wiem, że nikt nie jest wolny od słabości, ja sama również... Potrafię ranić innych, często nawet bezwiednie, to i drugi ma prawo do ranienia mnie. Przecież jest tylko człowiekiem.
Jestem za mądrą przyjaźnią- przyjaźnią z o.o. Przyjmować każdego takim, jakim jest. Jednak nie ufać do końca nikomu (nawet samemu sobie- ja wiem, że jestem słaba i nieraz zawiodłam się na samej sobie...).
Gdy z góry założy się, słabość drugiej osoby, gdy jest się świadomym jej wad- wówczas znikną urazy, zawody, żale. Człowiek otworzy się na przebaczanie.
Nad przyjaźnią trzeba stale pracować, nad przyjacielem i nad sobą przede wszystkim. Za przyjaciela trzeba się modlić, szczególnie, gdy nas rani.
Na początku przyjaźni nikt nie jest idealny. Przyjaźni się trzeba uczyć całe życie. Przyjaźń, to droga. Ja jestem odpowiedzialny za przyjaciela. Ja w pewnym stopniu go kształtuję, a on mnie. Być może na końcu tej drogi i ja i przyjaciel będziemy bliscy ideałowi... Być może każdy z nas zasłuży na miano PRAWDZIWEGO PRZYJACIELA.