-Ona nie żyje.
Usłyszałam zimny głos. Zaśmiałam się ironicznie.
-Jaasne..
Wstałam poczym wyszłam z domu, powoli docierały do mnie słowa tamtej osoby. Pobiegłam przed siebie. Do nikąd, byl się poruszać, zatrzymałam się stojąc po kolana w rzece. Rozpłakałam się. Słowa nadal do mnie docierały. Nie żyje, moja matka nie żyje. Moja rodzona matka..
Przetarłam oczy po czym wyszłam z wody. Usiadłam na kamieniach. Klatka piersiowa dawała się we znaki, a raczej jej ból.
Byłam w kościele. Wyglądał inaczej niż zwykle. Był mniejszy. i przypominał kościół z okolic, a nie ten z mojej miejscowości. Modliłam się?
Tak, chyba tak. Słowa nadal do mnie docierały.
-Przykro mi z powodu Twojej matki.
Odparła znienawidzona przeze mnie nauczycielka Niemieckiego.
Nie odpowiedziałam. Szłam dalej korytarzem.
-Przykro nam z powodu tej tragedii
Odparł członek pewnego oddziału, do którego niby miałam się zapisać.
-Tak bardzo przykro..
Siedziałam w gabinecie psychologa. Rozmawiałyśmy. Wkońcu psycholog odparła.
-Streszczaj się, śpiesze się dzisiaj.
Nie umiałam nic powiedzieć. Nie umiałam. Miałam wzrok wbity w okno. Nerwy przejmowały kobiete.
-Ja już nie potrafię Ci pomóc, spierdalaj.
Moje sny nie dają za wygraną. Już kolejny raz śni mi się to samo ale w innej odsłonie. O co chodzi?