ech... stare dobre czasy... wyobraźcie sobie że tak ubrani poszliśmy do polomarketu :) czarne garnitury, ciemne okulary, pistolety wystające chłopakom z wewnętrznych kieszeni płaszcza a ja ze skórzanym neseserem w ręce... ludzie tak fajnie nam z drogi na ulicy schodzili :D ciężko uwierzyć, że już prawie rok minął...
macie poczytajcie sobie, fragment książki Sapkowskiego, moja znajoma twierdzi że jest to jedyna książka przy lekturze której się popłakała...
"Zaczęło się od kilku taktów, z których złożyła się zgrabna, spokojna melodia. Wiersz, pasujący do melodii, powstawał jednocześnie z nią, słowa wtapiały się w muzykę, zostawały w niej niby owady w złotoprzezroczystych bryłkach bursztynu.
Ballada opowiadała o pewnym wiedźminie i o pewnej poetce. O tym jak wiedźmin i poetka spotkali się na brzegu morza, wsród krzyku mew, jak pokochali się od pierwszego wejrzenia. O tym jak piękną i silną była ich miłość. O tym, że nic, nawet śmierć, nie było w stanie zniszczyć tej miłości i rozdzielić ich.
Jaskier wiedział, że mało kto uwierzy w historię, którą opowiadała ballada, ale nie przejmował się tym. Wiedział,że ballad nie pisze się po to, by w nie wierzono, ale po to by się nimi wzruszano.
Kilka lat później Jaskier mógł zmienić treść ballady, napisać o tym, co wydarzyło się naprawdę. Nie zrobił tego. Prawdziwa historia nie wzruszyłaby przecież nikogo. Któż chciałby słuchać o tym, że wiedźmin i Oczko rozstali się i nie zobaczyli już nigdy, ani razu? O tym, że cztery lata później Oczko umarła na ospę podczas panującej w Wizimie epidemii? O tym, jak on, Jaskier, wyniósł ją na rękach spomiędzy palonych na stosach trupów i pochował daleko od miasta, w lesie, samotną i spokojną, a razem z nią, tak jak prosiła, dwie rzeczy - jej lutnię i jej błękitną perłę. Perłę, z którą nie rozstawała się nigdy.
Nie, Jaskier pozostał przy pierwszej wersji ballady. Ale tak nie zaśpiewał jej nigdy. Nigdy. Nikomu.
Nad ranem, jeszcze w ciemnościach, do biwaku podkradł się głodny i wściekły wilkołak, ale zobaczył,że to Jaskier, więc posłuchał chwilę i poszedł sobie."