252 93
95 105
155 107
NTŻ
318 2610
111 1011
2411 3011
2112 2612
131
Potrzebowałam przerwy od osoby, którą byłam i wierz mi lub nie, ale byłam tylko i wyłącznie bezużytecznym kurzem na cudownej rzeźbie. Byłam tak cholernie smutna przez wszystko, co tylko miało jakikolwiek związek ze mną, że nie potrafiłam wskrzesić choćby iskry. Wtedy nastąpiło apogeum mojej nienawiści do samej siebie. Chciałam nie tyle umrzeć, co zniknąć, wyparować, przepaść podczas gdy równie mocno pragnęłam rozpocząć nowe życie z Tobą. Wszystko dookoła krzyczało jednocześnie i nie pozwalało mi się uspokoić. Nie jestem już dzieckiem i wiem, że nieważne jak głupio to zabrzmi, ale żyjemy tylko raz i gdy zorientowałam się jak chory jest mój umysł, nie mogłam dać sobie drugiej szansy. Nie tym razem. Mogłabym połamać wszystkie swoje kości, ale nie byłby to nawet najmniejszy fragment chaosu, który sprawiał, że każda moja myśl kruszyła się pod najmniejszym naciskiem dobrej woli i w okamgnieniu rozpadała się na kawałki. Byłam wyczerpana pozbawiona wszelkich sił potrzebnych do próby przetrwania. Chciałam rozerwać się na strzępy, ale i tak niewiele już ze mnie zostało. Naprawdę chciałam, żebyśmy byli niepodzielną formą perfekcji, ale zmieniliśmy się. Nie potrafiłam rozpoznać chwili, w której popełniliśy największy błąd i straciliśmy siebie. To było okropne. Chciałam dać Ci wolność, ale jak mogłam, kiedy sama w dalszym ciągu byłam więźniem Twojego serca. Przepraszam, że nie mówiłam o swoich uczuciach, ale one obcięły mi język tępym ostrzem kłamstw, które usilnie szeptały mi w głowie, że jakoś dam sobie radę bez Ciebie. Wykrzyczałam swoje płuca w nadziei, że może to pomoże uciszyć te przerażające głosy w mojej głowie. Dławiłam się krwią zmieszaną z bezsilnością, ponieważ nawet nie byłam w stanie przypomnieć sobie jak prawidłowo oddychać. Brzydzę się. Nie powinnam igrać z ogniem.