Jak ja kocham urażoną męską dumę. Samiec-opiekun, na którego barkach praca i odpowiedzialność, przymus posiadania kobiety i śmierdzenia Calvinem Kleinem. Mogę sobie tak czekać i więdnąć jak mimoza jakaś. Jak zwykle. By po paru dniach, kiedy już zbiera mi się na wymioty, dostać to wyduszone o dziesiątej rano 'przepraszam'.
I zrozumieć.