Chociaż już nie lubię grzybów. Nawet zbierać.
Kiedyś zgubiłam się w lesie. Miałam z cztery latka. Mama szukała mnie prawie dwie godziny (może trochę przesadziła, gdy to opowiadała, nie wiem :), aż w końcu mnie znalazła .
Siedziałam w mokrej trawie, z jedną ręką na grzbiecie koziołka*.
Jakoś nie bardzo w to wierzę ale dobra.
W mojej rodzinie żywa wyobraźnia to cecha dziedziczna.
*to takie dziecko sarenkowe, dla niekumatych.
Albo kiedyś zeżarłam kilo trzydzieści jagód. Miałam nawet fioletowe włosy. Tego samego dnia upaćkałam kremem Nivea kominek w naszym domku wakacyjnym
(to akurat zapamiętałam sama. Przez zapytanie: `I co się patrzysz?` nie mogłam siedzieć przez cały wieczór.).
Chyba nadal chciałabym być tym dzieckiem z rękoma lepkimi od jagód.