zaczynam mieć dosyć całych tych sytuacji, gdzie jest pomijana, bo wazniejsi sa znajomi, kiedy my nawet nie mamy czasu posiedzieć razem, pretansji o byle gówno że siedzę w złym miejscu, bo zawsze powinnam to ja ruszyć tyłek i usiąść z boku lecąc jak piesek, tego że nie chce się ze mną spędzac czasu czy weekendu czy święta. Tego, że nawet nie mogę się poradzić w podjęciu decyzji...
chyba powoli przesaje widzieć pozytywnie, a pozwalę na realne spojrzenie świata.