Czas tak dziwnie mija. 15 lat. 18 lat. Wkrótce 20. Zaczynam się niepokoić. Moje myśli zżera jeszcze jedna obsesja. Panicznie boję się, że zawsze będę sama. Może nie chodzi tu o sam w sobie związek. Teoretycznie gdybym bardzo chciała, mogłabym się z kimś związać. Co ja pieprzę? Teoretycznie jestem w związku teraz. Z dziewczyną, bo z dziewczyną, ale jestem. Ale nie o to chodzi.
Potrzebuję stałości. Wyrosłam już z marzeń o niegrzecznym chłopcu z gitarą. Nie. Chcę kogoś, na kim będę mogła zawsze polegać. Chcę czuć się potrzebna i potrzebować. Boję się, że tkwi we mnie jakiś dziwny problem. Że coś jest nie tak. Że nie umiem kochać.
Chciałabym z kimś zamieszkać. Z dala od rodziców. Mieć w szafce butelkę wina i koniaku. Ewentualnie malibu. Pić od czasu do czasu lampkę na dobranoc. chodzić na zakupy. kombinować z nowymi potrawami. przyrządzić kiedyś własną tempurę... zjeść wspólny obiad z tą jedyna osobą, porozmawiać na temat męczącego dnia w pracy, albo zaplanować wakacje. zastanawiać się na jaki kolor przemalować ściany w sypialni...
jestem idiotką, co nie?
bilans:
ś: owsianka (bez żadnych słodzików. po prostu chude mleko i płatki owsiane)
o: zupa dyniowa, mała porcja ryżu z kurczakiem, ciastko owsiane
k: nie wiem czy można nazwać to kolacją, ale drink (malibu, sok jabłkowy, cynamon, plaster pomarańczy)