Nie, nie jest dobrze. Nie, nie czuję się dobrze. Czuję się źle. Grubo. Żałośnie. Sesja mnie wykańcza. Uczę się, niby wszystko zdaję, ale jakoś tak słabo... Jedna, jedyna piątka z chińskiego, a reszta to 3,5... Nie tak wyobrażałam sobie swój indeks. Gdzie moje ambicje? Czuję się głupia. Z drugiej strony, jestem jedną z niewielu, która póki co jeszcze nic nie oblała. JESZCZE. Zobaczymy jakie będą wyniki z cywilizacji konfucjańskiej i turystyki DW bo czarno to widzę...
W przyszły weekend jeszcze tylko historia Japonii i filozofia. I koniec. (No, chyba, że jednak trafią się jakieś poprawki...)
Z jedzeniem tragicznie. Zjebałam sprawę. Znów przytyłam. Tak zajęłam się sesją, i jeszcze do tego włączyłam myślenie "muszę być zdrowa, dobrze się odżywiać, mieć siłę..." że... cóż, przefolgowałam na amen. Jadłam, w sumie wręcz opychałam się. Czasem rzygałam, czasem nie. I tak oto dziś rano waga pokazała 65,2kg. Tak mnie to przeraziło, że wpadłam w jakąś historię. Serio. Przy kąpieli czułam się jak orka w sieci. Pluskałam się w wodzie i oglądałam to obrzydliwe, napuchnięte ciało pełne tłuszczu. Drapałam się w nie. Pierwszy raz od jakichś dwóch lat miałam ochotę się pociąć. Tak bardzo bardzo bardzo mocno. Myślałam, że ten etap mam już za sobą - ale jak widać cofam się w rozwoju. Ostatcznie nie pociachałam się, ale po wyjściu z wanny popisałam markerem. Tzn, zaczęłam od ściany w pokoju... mam przy lustrze grubasa i teksty typu "żryj dalej ty pasztecie" i "niedługo będziesz się toczyć, a nie chodzić".
Potem rysowałam i pisałam po ciele. Jestem z a j e b i s t a. Na całych nogach pisze "grubas", wyrysowałam kreski, gdzie chciałabym aby kończyło się ciało, a na brzuchu tkwi sobie wielki prosiak. I teraz nie mogę tego zmyć. W sumie chuj z tym.
Przez tą wagę momentalnie odechciało mi się żyć. Wiem, że nie wyjdę do znajomych na miasto dopóki nie schudnę. Nie zadbam o siebie, dopóki nie schudnę. Nie ma nawet takiej opcji. Gdy czuję się gruba, chcę po prostu zaszyć się w pokoju i przeczekać, aż waga znów spadnie.
Problem w tym, że ja już nie wiem, co mam robić! Nie umiem jeść zdrowo. Wychodzi tylko wtedy, gdy trzymam się sztywnego planu. Tak się nie da na dłuższą metę. Chciałam zrobić dzisiaj pół-głodówkę, nie wiem co z tego wyszło. Nic już nie wiem. Nie wiem czego chcę. Nie wiem na czym mi zależy. Wiem tylko tyle, że jestem prosiakiem.
bilans:
ś: jogurt.
o: 400g sałatek z sosem czosnkowym.
k: szpinak i jedno ciastko owsiane.
Pęcznieję. Nie wiem, co robić. Pomocy.