photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 25 STYCZNIA 2013

Wiem, miałam nie dodawać tego typu zdjęć. Ale chyba pasuje do tego, co chcę napisać. 

 

Tak jak przypuszczałam - dziś nieco lepiej. Nie pozwolę, by to cholerstwo znów przejęło moją psychikę. Chciałabym kiedyś odejść stąd na stałe. Przyznaję - nie czytam Was. Przepraszam. Nie mogę. To mnie dobija. Zaglądam tylko na photoblogi tych najbliższych... Zawsze jak się papatrzę na chude dziewczyny i jeszcze zobaczę Wasze bilanse coś mnie tafia. Taka ślepa zazdrość, tęsknota. Tak sobie wtedy myślę "ona zjadła 500kcal... a ja z 1300..." albo "ona doszła już do takiej wagi... a ja wciąż 60...". 

A najgorsza jest muzyka. Cała mp4 z piosenkami o tytułach typu "anorexia", "bulimia", "feed me" itd itp. Nie mam serca jej usunąć. Za cholere nie potrafię. Muzyka zawsze była moją największą motywacją. Pamiętam jak niegdyś biegałam na siłowni zaraz po wyrzyganej kolacji i słuchałam "your reflection's all your worth...!" Dawno, dawno temu, pierwszą piosenkę jaką usłyszałam to oczywiście "courage". Jakże byłam wtedy naiwna...

 

I told another lie today and I got through this day. No one saw through my games.

"będę zdrowo się odżywiać, mamo". "jak schudłam? Hm, no po prostu zrezygnowałam z tłustego jedzenia, słodyczy, biegałam. nic specjalnego". "ja tylko biorę prysznic, nie wchodźcie! nie, nie wiem co to za odgłos. dajcie mi spokój". "jak możesz mnie oskarżać, że znów wymiotowałam?! czy daję ci powody, abyś mi nie ufała? nie wymiotowałam od trzech miesięcy!"

 

I know the right words to say. "I don't feel well, I ate before I came".

Nic dodać, nic ująć. 

 

Then someone tells me how good I look and for a moment I am happy. But when I'm alone no one hears me cry.

Dokładnie. FOR A MOMENT. A potem lęk, płacz, zdezorientowanie i ten ból. 

 

I don't know the first time I felt unbeautiful. The day I chose not to eat. What I do know is how I changed my life forever. I know I should know better. 

Nie pamiętam kiedy. Już w podstawówce płakałam, że nazywają mnie "buła". Właściwie to wcale nie miało to nic wspólnego z otyłością. Byłam raczej przeciętnym dzieckiem. Ale tata zawsze robił mi do szkoły bułki. A moje wczesnoszkolne środowisko uwielbiało wyszukiwać z niczego powody do wyśmiewania i dokuczania. A ja zawsze miałam tendencje do widzenia drugiego dna.

 

There are days when I'm ok. And for a moment I find hope. But there are days when I'm not ok. And I need your help. So I'm letting go. 

Wówczas interpretowałam te słowa nieco dziwacznie. "I need your help". To miała być pomoc pieprzonej Any, która tak naprawdę Aną nigdy nie była, a jeszcze bardziej popieprzoną Mią.

"I need your help" - teraz staram się znaleźć inną pomoc w radzeniu sobie z życiem i słabościami. Nie wiem jeszcze kto kto jest. Powiedzmy sobie szczerze - w tej kwestii na rodzinę i przyjaciół nie mam jak liczyć. Muszę poradzić sobie sama. Ale nie przeraża mnie to. Zawsze tak było. Tylko, że ta moja własna "pomoc" źle się kończyła. Jak nie odchudzanie to żyletki (na szczęście tego drugiego nie robiłam od 3 lat). Jak nie żyletki to wymiotowanie. Ale już czas, by znaleć inną pomoc. Potrzebuję znaleźć w sobie siłę. Chcę żyć. Chcę kurwa wreszcie żyć po jebanych 6 latach depresji, ed i tych wszystkich cholerstw.

Muszę przeprowadzić inną "courage", kurację. Bo jeśli nie, to już na zawsze pozostanę naiwnym, zagubionym dzieckiem. A przecież zaczęłam niedawno 20 rok życia!!!!!!!!

 

 

Ta piosenka wywołała u mnie dreszcze. A teraz, gdy znów ją odsłuchałam - odczułam to samo. Momentalnie powróciła wspomniana wcześniej tęsknota. Ale zaraz ją wyrzucę. Chcę tęsknić za lepszym życiem.

 

Teraz mam wielką wenę twórczą. Dużo piszę. Przez ostatni rok mało pisałam. Nie miałam kiedy. Przecież musiałam siedzieć tutaj, chodziić na siłownię, objadać się i wymiotować. A, no i jeszcze KONIECZNIE musiałam łazić po parę razy dziennie do marketów i przeglądać jedzenie (bo akurat MOŻE znalazłabym coś, co mogłabym zjeść i schudnąć). MUSIAŁAM bo w przeciwnym razie jeszcze nie daj boże zaczełabym MYŚLEĆ, a po co myśleć, skoro można liczyć kalorie i być "wolnym" od rzeczywistości? Czy nie o to w tym wszystkim właśnie chodzi? Aby uciec..? To nie jest głupie zwracanie na siebie uwagi typu "mamusiu, zobacz, nie jem, może łaskawie przypomniałabyś sobie że masz córkę..?". W moim przypadku było to myślenie "nie myślę, więc nie czuję się samotna, nie myślę o tym, co jest we mnie złe, czego nie potrafę, czego się boję, bo mnie przeraża, co mnie smuci. nie myślę, więc nie mam już depresji. nie myślę, więc nie przejmuję się, że ludzkie więzi są nietrwałe. nie myślę, więc nie przejmuję się, że zmieniam się w zarzyganego mutanta bez przyjaciół, który potrafi mówić już tylko o jedzeniu". 

Zaczęłam myśleć. Chcę pisać, chcę tworzyć, chcę kochać i być kochaną. 

 

Im dłużej o tym piszę, tym bardziej wydaje się to absurdalne i niemożliwe. Ale chcę chociaż spróbować. No bo co mam do stracenia? Najwyżej wrócę do martwego punktu tycia, chudnięcia, rzygania, tycia, chudnięcia. 

 

 

 

Najgorsze w tym moim myśleniu jest to, że wciąż czuję wstyd i żal do siebie. A wiecie dlaczego? Że mi się nie udało. Że niby schudłam te 13kg, ale wciąż jestem gruba. Wstydzę się przed sobą i przed Wami, że nie doczekałam się niedowagi. Czuję żal, że poszłam niegdyś na łatwiznę i zaczęłam wymiotować, zamiast stworzyć nieskazitelną samokontrolę. Bo to ostatecznie wymiotowanie zniszczyło moją wolę walki. To przez nie waga zatrzymała się na 60kg i przestała tak ładnie spadać. 

I patrzcie jaki paradoks! Absurd! Całą notkę poświęciłam "kuracji" że niby ma być dobrze, a na sam koniec mam do siebie pretensję, że nie wychudziłam się na szkieleta. Powinnam być przecież duma, iż z nadwagi zrobiłam wagę idealną dla swojego wzrostu i że zaczynam mądrzeć i że chcę podjąć walkę z tym wszystkim. A ja się wstydzę. Mam wrażenie, że po przeczytaniu tej notki (choć pewnie na szczęście nikt jej nie przeczyta bo jest taka długa) pomyślicie sobie "żałosne", a zaraz potem napiszecie bilans obejmujący 500kcal... 

Przepraszam, że Was zawiodłam. 

 

 

 


 

 

PS. kurwa. przez to, że napisałam tą notkę, posłucham courage i zajrzałam na Wasze ph znów mam ochotę zacząć drastyczna dietę. no ja pierdolę. uciekam stąd spać. nie myśl nie myśl nie myśl o tym!!!!!!!  

 

 

Komentarze

larvette Podepnij mp4 do kompa a ja Ci skasuję :*
Nie masz czego się wstydzić, proszę, spróbuj być dumna...
Ja przeczytałam.
25/01/2013 0:19:31
eyesore0 dziękuję i podziwiam za wytrwalość ;)
25/01/2013 8:05:48
larvette Od tego jestem, :) Nie przeglądaj ph... Nie przeglądaj. Kasuj znajomych którzy drastycznie się odchudzają może czy coś.?
25/01/2013 16:01:40

fuckingheaven jak raz się w to wejdzie to ciężko wyjść. sama kiedyś taplałam się w tym błocie i nieraz mam ochotę wrócić do takiej diety, znowu tak cudownie się poczuć, taka silna. ale wiem, że przez to jednocześnie czułam się gorzej psychicznie. warto się od tego odciąć. wierzę w Ciebie <3
25/01/2013 9:47:06
dzianetta
Ślicznee ; )
Zapraszam do mnie ; )
25/01/2013 9:21:17