Nieprzespana noc zdecydowanie sprzyja coraz większemu bałaganowi w mojej głowie. Nie móc zasnąć prawie przez całą noc zdarza mi się bardzo rzadko. Mam złe przeczucia, coś złego już zaczyna się dziać, albo zaraz się stanie. Mam wrażenie, że coś zaczyna się sypać, zaczynam tracić kontrolę nad sobą i swoim życiem. Nagle to co tak dokładnie układałam od podstaw zaczyna się walić. Ot takie nagłe załamanie konstrukcji. Dość niespodziewane i nagłe. Trzymałam jakoś cały mój świat, starałam się go kontrolować na tyle ile byłam w stanie. Czasem wypadał mi z moich rąk, czasem wymykał się niepostrzeżenie, uciekał, jakieś fragmenty odpadały i ginęły. Ale jeszcze nigdy nie miałam wrażenie, że chwilowo nic ode mnie nie zależy. Mój świat zaczyna się sypać i podupadać. Nie jest jeszcze kompletną ruiną, jeszcze nie. Powoli i systematycznie się załamuje. Jak to się stało? Nie wiem. Pozwoiłam losowi i przypadkowi kierować moim życiem. A ja stałam i tylko się patrzyłam co teraz się stanie. Co kolejne silne podmuchy zniszczą, co zabiorą ze sobą, co jeszcze zostawią, ale tak nadwyrężone, że i te resztki nie będą miały szans przetrwania. Czasem zdarzała się cisza, błogi spokój. Wiatr nie szalał. Powoli zaczęło się coś odbudowywać, powracała nadzieje, zaczynała powracać wiara, pojawiało się słońce. Zaraz potem gdy już wydawało się, że będzie lepiej, pojawiał się złowrogi wiatr i niszczył od nowa. Dziś mam wrażenie, że nastało całkowite spustoszenie. Nie ma nic.