zdjęcie by Chloe, z kawą na wynos po męczącym dniu w szkole. pozdrawiamy ;)
kurczę, powinnam już dawno spać! ale... wydarzyło się coś nierealnego i muszę to koniecznie tutaj opisać! wróciłam ze szkoły, zjadłam obiad i postanowiłam wyjść na zewnątrz, bo zrobiła się piękna pogoda. musiałam się też pouczyć, więc wzięłam książkę od historii sztuki ze sobą. więc poszłam sobie do parku na Route de Lion i usiadłam na ławce. otworzyłam książkę, włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam sobie spokojnie czytać hSz. po jakichś 15 minutach zauważyłam, że ktoś obok mnie usiadł. nie zgadniecie kto to był. zerknęłam bezwiednie i szczęka mi opadła. to był Cud Chłopiec. chyba zauważył, że się patrzę, więc powiedział "Oj, przepraszam, nie zapytałem czy mogę tu usiąść!". ja nadal oniemiała, szybko potrząsnęłam głową i odpowiedziałam coś w rodzaju "nie ma sprawy", a on kiwnął głową z uśmiechem. NAPRAWDĘ SIĘ UŚMIECHNĄŁ. zauważyłam, że trzymał szkicownik (oczywiście!). dobre kilka minut zastanawiałam się co powiedzieć, by go wciągnąć w rozmowę. w końcu zapytałam : "co lubisz najbardziej rysować?". a on zamyślił się i odpowiedział, że ludzi. a potem spytałam, czy mogę obejrzeć. widziałam, że się zaczerwienił (jeny, jaki słodki!), ale powiedział "tak, jasne" i podał mi swój szkicownik. każdy rysunek był lepszy od poprzedniego. w końcu znalazłam... swój portret. roześmiana i ze spuszczoną głową. to musiało być wtedy, kiedy byłam pewna, że na mnie patrzył. więc zobaczyłam ten rysunek i uśmiechnęłam się do Cud Chłopca. a on spiekł buraka. "podoba ci się?" - zapytał wtedy. a ja odparłam, że nigdy nie widziałam takich pięknych rysunków. on się zaśmiał i powiedział coś w rodzaju, że tylko próbuję być miła. sprzeczaliśmy się o to przez dobre parę chwil. w końcu przedstawił mi się jako Fabien (jeju, jak ślicznie, prawda?) i obdarzył mnie najbardziej uroczym uśmiechem na świecie. gdy się żegnaliśmy powiedział, że jutro przypadkiem też tu wpadnie i oczywiście bez żadnego konkretnego celu. posłał mi wtedy porozumiewawczy uśmiech i poszedł sobie.
wpadłam do domu i od razu zadzwoniłam do Amber. gadałyśmy ze dwie godziny, a ona się tak cieszyła, że ja o mało się nie popłakałam ze szczęścia! :') on tak na mnie zadziałał, że aż trudno uwierzyć! nie wiem jak ja zasnę, a co gorsza nie wiem jak wstanę, a muszę wstać o 7.
siema 6 godzin snu. hej, to tak jak Napoleon! ;)
dobranoc <3