Nadchodzi noc...
Robię rachunek z cząstki wieczności, którą jest dzień,
Chowam w szkatułce pamięci najpiękniejsze chwile minionego dnia,
Aby otworzyć ją, kiedy w moim świecie zapanuje niekończąca się noc, będąca kresem istnienia....
Taaaak, kolejny szary dzień dobiega końca.
Nie wiem , czy mogę zaliczyć go do bardziej czy mnie a może czy wgl do udanych? W sumie nic ciekawego się nie działo, szara rzeczywistość, trochę ukrywanego smutku pod maską jakże uśmiechniętej i wesołej dziewczyny. Pozory- znów nastał ich czas. Teraz kolej rozkmin, przygnębiający smutek rozrywa mi wnętrze. Czasami przychodzą w życiu człowieka takie chwile gdy myśli nad sensem istnienia, czy dobrze,ze wgl żyje? Coraz więcej spotykam takich osób. Boli, cholernie boli mnie ta bezradność kiedy wiem,ze nie potrafię im pomóc a jedyne co mogę zaoferować to to,że wysłucham i doradzę. Dla bliskich chciałoby się jak najlepiej, jednak nie zawsze wychodzi po naszej myśli. Ale co mogę więcej zrobić? Dzisiejszy dzień skończyłam długim spacerem a potem rozmyślaniem na torach w "moim" miejscu. Tam, gdzie zawsze mogę pójść, przysiąść, poukładać myśli, zastanowić się co działać dalej. Właśnie tam regeneruje swoje siły do walki z przeszkodami napotkanymi na swej drodze. To właśnie tam znajduję wyciszenie i lekarstwo dla duszy.