photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 GRUDNIA 2010

Kwas rozregulował mu skrzynię biegów. Następna fazą będzie pewnie jeden z tych diabelnie intensywnych, interretrospektywnych koszmarów. Cztery godziny katatonicznej rozpaczy.
Mój prawnik nigdy nie potrafił zaakceptować tej...często odkrywanej przez byłych ćpunów prawdy...że można mieć o wiele większy odlot bez dragów. Ja też tego nie zaakceptowałem, dla jasności...
Dziwne wspomnienia naszły mnie, tej nerwowej nocy w Las Vegas. Ile to już lat.. Pięć? Sześć? Wydaje się, jakby to była cała wieczność, ta sinusoida która już nie wraca. San Francisco w połowie lat 60`tych...było czymś specjalnym, czego można było być częścią...ale żadna mieszanka słów, muzyki czy wspomnień...nie mogła się równać ze wspomnieniami że byłeś tam i to przeżyłeś...Otaczało nas szaleństwo ze wszystkich stron...To było fascyjnujące, w tym uniwersalnym sensie...że cokolwiek robiliśmy, było dobre. Że wygrywaliśmy. I myślę, że to był ten główny motyw. Ta świadomość nieuchronnego zwycięstwa...nad siłami starości i zła. Nasza energia dominowała nad tym wszystkim. To była nasza chwila. Płynęliśmy na grzbiecie wysokiej i pięknej fali...A teraz, zaledwie pięć lat później, można stanąć na wzgórzach Las Vegas i spojrzeć na zachód...i jeśli się posiada odpowiedni wzrok...można prawie dojrzeć ten wysoki punkt...to miejsce gdzie fala ostatecznie się załamała...i cofnęła...