Właściwie nie wiem co mogłabym tutaj napisać. Poranek, który najprawdopodobniej na długo pozostanie w mojej podświadomości taki mroźny, wyblakły. Odebranie tego sms'a. Wiadomość o śmierci mamy mojej przyjaciółki. Łzy. Chociaż mogłoby się wydawać , że w takim momencie świat powinien się zatrzymać, a jednak wszystko toczy się nadal swoim mniej lub bardziej naturalnym tokiem. Zjadłam śniadanie, rozmowałam z ludźmi, oddychałam, jadłam, chodziłam. Siedząc metr od tafli lodu, próbowałam to jakoś uporządkować. Życie jest tak cholernie kruche. Gdzie w tym wszystkim Bóg, jak to? Dlaczego teraz? Co zrobiłabym, gdyby to przydarzyło się mnie, w mojej rodzinie? Dalej nie znalazłam logicznej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przeraża mnie to, że egzystencja ludzi trwa nadal, chociaż nie wiedzą o dramatach jednostek. Czasami chciałoby się aby taki krzyk jednej osoby był słyszalny w każdym miejscu, szczelinie, cząsteczce.
Próbuję kolejny raz zmierzyć się z demonem sylwetki, wyglądu, akceptacji, aparycji. Chciałabym chociaż raz doprowadzić to do skutku, widzieć efekty, poczuć się dobrze. Mam 95 dni. Wycieczka. Tym razem nie będę się wstydzić siebie, swojej postury. Przemawia przez mnie próżność... jestem tego świadoma. Jeśli to ma mi pomóc? Dzisiaj widziałam wiotką J. Taka delikatna, dziewczęca, świadoma swojego ciała istota. Cudowna. Podziwiałam, podziwiam i będę podziwać.
ETREBELLE.
Inni zdjęcia: 1477 akcentovaStrażnik zamku elmar;) pati9912019 7513Zestaw opon. ezekh114;) virgo123490 mzmzmz;) virgo123;) virgo123;) virgo123