Zabrałam kuzyna na przechadzkę po NY cały czas towarzyszyło nam metro lub taksówki, dosyć pieniędzy poleciało. Zdjęcie przy statułe wolności, której nie widać,ale to nie ja operowałam aparatem. Mogę przyznać z ręką na sercu,że wczorajszy dzień był tym czego mi brakowało, czyli po prostu dużej dawki zabawy i zero myśli o przyszłości. Takich dni potrzebuje. Kiedy wróciliśmy do domu, od progu przywitał nas już mój kochany pies Elvis, który właśnie szedł na spacer z tatą i Johanem. Przeprowadziliśmy krótką rozmowę z nimi i weszliśmy do domu, rzuciłam buty w gdzieś w głąb przedpokoju i poszłam rzucić się na kanapę. Mama szykowała kolacje,ale za bardzo najadłam się na mieście żeby co kol wiek jeszcze w siebie upchać,nie była z tego zadowolona. Wstałam i poszłam do pokoju, usiadłam na łóżku i wybrałam numer do Ann, nasza rozmowa trwała kilka minut, powód? jej rodzice znowu się kłócili. Zaproponowałam jej nocleg u mnie,ale odmówiła bała się,że odbije się do jeszcze głośniejszym echem do awantury. No nic co trzeba z tym zrobić. Byłam strasznie zmęczona, więc udałam się szybko do łazienki, wzięłam prysznic i ubierałam właśnie piżamę kiedy usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju skrzypią w charakterystyczny sposób. Myślałam,że to mój braciszek znowu czegoś szuka, więc ubrałam się szybko i wyleciałam jak z procy. Kiedy tylko wyszłam zobaczyłam mamę siedzącą na łóżku z rozmazanym makijażem, nie ukrywam wystraszyłam się i nie wiedziałam co mam myśleć. Zastygłam w framudze drzwi od łazienki, mama zaczęła mówiąc coś niewyraźnie pod nosem.. - Veronico, musimy porozmawiać. - zawalała mnie gestem ręki i kiedy tylko przysiadłam koło niej obieła mnie w ramiona.
- Mamo o co chodzi? dostałaś wyniku mojego testu? coś z pracą? szkolą? Johanem?- milion pytań układało mi się w głowie, nie wiedziałam czego się spodziewać. - Nic z wymienionych rzeczy, wszystko z nich jest w najlepszym porządku, ale...-zatrzymała się an chwile rzeczy wsiąść głębszy oddech co coraz bardziej drażniło moją ciekawską naturę.- Dziadek, on nie żyje, miał zawal.
Poczułam jak moje serce rozrywa się na milion kawałeczków, odruchowo wstałam z łóżka i podeszłam tyłem pod okno. Mama nie miała już siły aby zobaczyć moją reakcje jej oczy przepełniały tłumione łzy. Nie chciała uwierzyć,że mój dziadek którego tak kochałam nie żyje, dlaczego on?! czym zawiniłam. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa czułam tylko wielka gule w gardle i wylewające się łzy z moich oczu. Nagle wpadłam w furie, zaczęłam krzyczeć, rzucac się na podłodze i bić w nią głową, co natychmiastowo zgarnęło resztę domowników do mojego pokoju. W ułamek sekundy był już koło mnie David i trzymał mnie mocno w objęciach klęcząc na ziemi. Tato dzwonił na pogotowie. Przez cały czas nie mogłam się uspokoić rzucałam się i płakałam, co kilka minut krzyczałam. Co i tak nie odnosiło się do tego co działo się ze mną w środku. Kiedy przyjechało pogotowie dało mi środki na uspokojenie. Zaledwie kilka minut później już zasnęłam. Kiedy obudziłam się rano byłam niesamowicie wyspana, dopiero po kilku sekundach do mojego mózgu doszła wczorajsza sytuacja. Myślałam,że to zły sen, prosiłam o to,żeby to był tylko kolejny zły sen. Wyszłam z łóżka i poszłam do kuchni, cała rodzina siedziała przygnębiona nad talerzami z jedzeniem. Moja obecność wzbudziła tam lekki nie pokój. Usiadłam i rozglądałam się na boki kiedy mama podoła mi moja porcję naleśników. - To był zły sen prawda? To nie dzieje się na prawdę?- wypaliłam zanim ugryzłam się w język- Córeczko, chciałbym żeby tak było,ale niestety- odpowiedział mi tato ze spuszczoną głową w dół, którą opierał na dwóch rękach. To było zaledwie kilka zdań, które kto kol wiek wtedy z nas powiedział. Nie mieściło mi się to w głowie 3 lata temu babcia teraz dziadek. Nie myślałam racjonalnie chciałam się wybudzić z tego koszmaru. Była sobota, ale postanowiłam zostać w domu z bratem, gdy rodzice z Davidem poszli załatwiać jakieś sprawy. Siedzieliśmy przed telewizorem i tępo patrzyliśmy się w ekran żadne z nas nie miało ochotę na rozmowę. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi co mnei mocno zaskoczyło, ponieważ każdy z domowników ma klucze,a my nie spodziewaliśmy się gości, na pewno nie ja. Patrząc przez judasz ujrzałam Oliviera i Ann, pierwszy raz nie miałam na rozmowę z nimi, ale musiałam i połowa mnei pragneła tego. Otworzyłam drzwi i w kilka sekund byłam już w ich objęciach. Przeprowadziłam z nimi długodziną rozmowę, potrzebowałam tego. Całe szczęście się zjawili bo mój brat dzięki Oliverowi też odżył. Nie musiałam nic tłumaczyć, żadnego braku życia ani mojego wyglądu, zaskoczyło mnie to. Dopiero Ann wytłumaczyła mi,że dzwoniła do mojej mamy iż ja nie odbierałam telefonu co ja zmartwiło i to właśnie ona powiedziała jej o wszystkim. Ich też to trochę przybiło, bo w końcu go znali i on w pewnym sensie też wniósł dużo mądrych rad do ich życia. No cóż takie jest życie.. Rodzimy się,żeby umrzeć, ale trzeba wierzyć,że po drugiej stronie jest lepiej. Za dwa dni pogrzeb dość szybko,ale to chyba lepiej. Jakoś to zniosę muszę. Aktualnie robię składankę zdjęć z moim dziadkiem i przelewam wszystkie jego rady na kartkę, zaraz chyba zabiorę się do przelewania moich emocji. Musze być silna!
EDIT: Notka może być bez ładu i składu,ale jakoś nie potrafię się skoncentrować z myślą,ze nie ma już naszje Ann..nie wyobrażam sobei fbl bez Ciebie!
Rozchulała się dzisiaj moja wyobraźnia z tej ciemnej strony. nawet nie mam głowy czytac teho drugi raz..Prosze o opinie i oceny!
Tak więc dzisiaj siedzę w domu, chce trochę odpocząć i zebrać myśli z ostatnich dni.