Jest mi ciężko gdy wspominam chwile, które kiedyś były źródłem mej radości, ekscytacji i pozytywnych emocji, jedno zaprzecza drugiemu. Gniotę się z własnymi przemyśleniami, staczam osobistą walkę pełna bezmyślnych posunięć poniżej pasa, niemądra jest ma analiza prowadząca donikąd. A przecież codziennie śmiem twierdzić, że obecna sytuacja mnie satysfakcjonuje, że nie potrzebuje niczego więcej, czyżbym była aż taka hipokrytką, że staram się okłamywać samą siebie.
Choć dobrze jest mi znana maksyma, iż czasu nie da się cofnąć, uparcie lgnę w labirynty wspomnień z których nie ma wyjścia, gubię się przy tym sama przed sobą w zeznaniach, plączę i przekręcam najistotniejsze fakty. Ignorancja byłaby dobra w tej sytuacji, ale jak mogę zamknąć oczy, gdy każdy po kolei chce mi je na siłę otwierać, dodatkowo podpierając zapałkami w razie wystąpienia odruchu bezwarunkowego. Sama nie wiem czy dzieję się to wszystko z troski o mnie czy to po prostu kolejny dobrze usytuowany cios między żebra. Wściekłość sięga zenitu zaciskam pięści wbijając przy tym paznokcie we własna powlokę skórną, stanowiącą pewnego rodzaju ochronę przed samo-destrukcją, staram się wytrzymać kilka sekund a gdy już mnie miniesz znów mogę swobodnie oddychać.
Być może gdzieś głęboko są ukryte we mnie ogromne pokłady masochizmu, nie tego tradycyjnego każącego zadawać ból fizyczny ale tego bardziej epickiego, raniącego lepsza część człowieka czyli duszę.
Lowelasom serdecznie dziękuję, wszak "uwielbiam" przed wami uciekać.
Ostatecznie jestem ucieszona z wolnych dni.
Mam nadzieję, że wyjdzie poniedziałkowe "spotkanie" ;D
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
zapaliły papierosy wyciągnęły flaszki.