nie jestem w stanie zliczyć, ile razy tu wracałam, ile razy upadałam, a ile się podnosiłam. nie jestem w stanie zliczyć, ile razy próbowałam zrzucić parę kilo, a przybywało mi kilka kolejnych. nie jestem w stanie zliczyć, ile razy próbowałam, a po kilku dniach poddawałam się. wiem, że nie jest to łatwe, ale wkońcu trzeba to zmienić.
pierwszy raz pojawiłam się tu we wrześniu lub październiku zeszłego roku. zaczynałam z wagą 72 kg, przy wzroście 183cm. udało się, zrzuciłam 5 kg ćwicząc, ograniczając słodycze, ale za to jedząc same zdrowe rzeczy. poddałam się po dwóch miesiącach. długo jadłam to co chciałam. dopiero w marcu zaczęłam myśleć o wakacjach. już wtedy wiedziałam, że wyjeżdżam z rodzicami na wakacje życia, na gorącą wyspę, gdzie na pewno każda dziewczyna chce wyglądać pięknie i zgrabnie. zaczęłam biegać po dwa, trzy razy w tygodniu. trwało to aż półtora miesiąca. w połowie kwietnia były egzaminy gimnazjalne, dużo nauki, zajadanie stresu, i tak znowu przytyłam. zaczęły się wakacje, porozwoziłam papiery do liceów, i znów zaczęłam ograniczać jedzenie. nie jadłam słodyczy, piłam dużo wody, codziennie jeździłam rowerem. przez dwa tygodnie schudłam prawie trzy kilogramy, czyli miałam wtedy około 69 na wadze. ale po tych dwóch tygodniach znowu się zaczęło. a to pizza ze znajomymi, lenistwo totalne, brak ruchu. na początku sierpnia wyjechałam na tydzień na wakacje. tam, zajadałam się jak nigdy dotąd. i teraz mam, kolejne 2 kilo na plusie.
aktualnie, staję na wadze i widzę 75 kilo. na pewno nie tyle chcę mieć. nie jestem gruba, nie o to chodzi. chodzi o moje samopoczucie, o to, że sama dla siebie chciałabym wyglądać trochę lepiej.
przede mną ostatnie półtora tygodnia wakacji. a potem? nowa szkoła, liceum o profilu biologia-chemia. czeka mnie dużo ciężkiej nauki. i właśnie wtedy chcę zadbać o siebie! będę spędzać dużo czasu poza domem, bo do szkoły prawie godzinę dojeżdżam pociągiem. nie biorąc ze sobą pieniędzy, żadne słodkości mnie kusić nie będą. zaczną chodzić na siłownię (raz w tygodniu, mój brat będzie chodził dwa razy :)). jeśli starczy czasu, w weekend w sobotę będę jeździć na basen. poza tym zadbam o to, co jem. mój główny problem to wolna przemiana materii. często mam ogroooomny wręcz brzuch.
mam świadomość tego, że będzie ciężko, bo nic w życiu łatwo nie przychodzi. muszę na to zapracować. muszę powalczyć sama ze sobą, bo często brak mi silnej woli.
nie mam pojęcia, czy ktokolwiek to przeczyta, ale jeśli już ktoś taki się znajdzie, będzie mi niezmiernie miło. zastanawiam się, czy codziennie wstawiać bilanse, czy się mierzyć, czy sama waga wystarczy? czy warto wstawić zdjęcie?
z góry Wam dziękuję (: