W tym wszyscy jesteśmy dobrzy, każdy święty ze wspaniałym tekstem i super regułką o dozgonnej pomocy umie tak naprawdę jedno, odwrócić się plecami.
Ludzi nie tworzą heroiczne czyny, nas tworzą małe ziarenka codziennosci które usypane dają kopiec naszej osobowości.
Pierdolą mnie wielkie wyznania, gigantyczne zapewnienia, obietnice wspaniałych spraw... ja chce małych zwycięstw w małych bitwach każdego dnia, tego potrzebuje, to co jest realne.
Nienawidze że słowa determinują rzeczywistość a nie to co sie czuje, słowo związek otwiera tyle bram a kiedy już słowo związek przestaje obowiązywać bramy się zamykają, na kłódkę "bo nie jesteśmy razem".
Czy tylko pod parasolem słowa "związek" można się o kogoś troszczyć, umieć odczytywać jego potrzeby, czy kiedy to słowo przestaje obowiązywać to zakładamy klapki na oczy i włączamy bieg "myśle o sobie"?
I tak pewno znowu wyjdzie na to że to JA źle myśle, mówie... Że wszystko to ma spaczona osoba... Trudno... widać każdy jest lepszy więc musi być ktoś ten gorszy i niech to będe ja.