galaktyki obce zupełnie.
ostatnią odległą dobą wypełniam płuca. zupełnie przerażona spaceruję
śnieżną alejką, między sklepowymi regałami, mostem. to nie jest mój dom,
a ja odwykłam od podróży dłuższych niż ta porannym tramwajem.
kawa też nie ta; nie chciałam słodkiej. okropnie mi tu. tęsknię za moim kotem,
za jego futrem i własną kołdrą. za pokojem ciepłym, moim azylem bezpiecznym,
nie potrzebuję nikogo. // już nie kuszą dworce. wahałam się długo.
ktoś przesądził za mnie.
marne prowokacje.