Łagodząc obyczaje.
Apogeum wściekłości. Każdy detal wżera się złośliwie w przewrażliwioną powierzchnię. Nadmiar. Kumulacja. Skrajność. Biegam z góry na dół po schodach i trzęsą mi się ręce. To za mało, wzięłam za mało. Jestem na głodzie. Uciekam autostradą do Ciebie, biegnę. Za kilka dni, wsiądę w pociąg, byle który, obiecuję. Odwrotny skutek? Fala. Odpływ. Minęło. Wdech i wydech. Bujam się w rytm piosenki. Każdym dźwiękiem jestem, drżę. Przez głowe impuls przemknął. Prywatna czasoprzestrzeń. Kiwam głową jak bujany piesek.
Nie zatrzymuj obrazów zbyt długo, przewijaj, obracaj. Zapętlam piosenkę, to nie może ucieć.
Stan nieważkości. Kręć się, kręć, kręć się. Ściany i sufit, cały pokój się kręci. W kółko i, w kółko.
Zapaść. Dreszcze.