dajesz mi niepokorne myśli, niepokoje. łatwiej razem iść pod wiatr.
jutro tak cudownie się zniszczę. płuczę gardło wodą, oczyszczem przegniłą głowę. nagrałam nową muzykę na telefon i zapisałam wszystkie sprawdziany w kalendarzu. w piątek idę do lekarza. już prawie nie wypadają mi włosy, tylko dokucza senność i serce. muszę oduczyć się zapominania o tym, że trzeba oddychać. powinnam spać trochę więcej, obiecuję sobie już oddawna 7 godzin snu, ale kiepsko mi wychodzi. powinnam iść uczyć się na geografię, niechcemisie. wypłukuję się powoli, powolutku przestaję mieć o czym pisać i chyba przestanę pisać w ogólę, tylko szkoda mi zapomnianych wspomnień, moja pamięć jest nietrwała / myśli jakby z waty, rozpierzchły po granacie sufitu. oglądam leniwe gwiazdy, wymalowane palcem na ścianie, tej na wprost okna. światła tańczą, wpadając przez okno, mieszają się. żongluję drobinkami kurzu, w niebieskim szlafroku z puszystej masy. pisk opon za oknem, nasłuchuję huku i trzasku... o włos. szkoda.