Myśleliśmy, że dojrzewamy kiedy mieliśmy jedenaście, czternaście, szesnaście lat. Kiedy zaczęły nam rosnąć cycki i wąsy. Kiedy pierwszy raz okłamywaliśmy rodziców. Kiedy przeklinaliśmy coraz więcej i prosiliśmy starszych kolegów, żeby kupili nam piwo. Kiedy zakochiwaliśmy się co dwa tygodnie w innej osobie. Kiedy babcie mówiły, że zrobiły się z nas pannice i że wyrośliśmy na dużych kawalerów. Kiedy uciekaliśmy z lekcji przez okno i kiedy płakałyśmy nad pierwszymi syfami. Kiedy poznawaliśmy smak wódki i smak wstydu. To wtedy nasz organizm ogłosił wojnę domową, a głowa terminowe niedysponowanie. To wtedy odkrywaliśmy nowy, zakazany świat dorosłych. Byliśmy dumni, że w końcu w nim uczestniczymy, chociaż jeszcze w tym niewypowiedzianym głośno podziemiu. I pewnego dnia nasze hormony przestały się przypadkowo mieszać, a kości przestały się dziwnie wydłużać. Tego dnia opuścił nas dreszczyk emocji przy kupowaniu prezerwatyw i przestaliśmy dodawać kompromitujące zdjęcia na photobloga. Tego dnia dostrzegliśmy brud. Brud, który zalegał wokół nas przez cały ten czas. Dostrzegliśmy fałsz i obłudę, dostrzegliśmy głupotę i bezmyślność, niesprawiedliwość i wyzysk. Ale próbowaliśmy to wszystko sobie wytłumaczyć, zrozumieć. Przecież tego uczyli nas w szkole. Wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, krok po kroku, bazując na przykładach, teoriach i prawach. Wszystko ma swoją definicję, algorytm, zawsze jest sposób. A potem okazało się i okazuje nadal, że jednak nie. Że ujemna delta wcale nie oznacza braku rozwiązań, a pierwiastki z liczb ujemnych istnieją i mają się całkiem dobrze. Że kiedy już przyjmiemy jakąś informację za fakt, to jednak okazuje się opinią. Że kiedy wymyślimy już sobie swój własny sposób tłumaczenia sobie świata, pojawia się pewien element, który nijak do niego nie pasuje. Że nic nie jest prawdziwe. Ale wszystko jest teraz. Że akcja, owszem, powoduje reakcję, ale zupełnie nie taką, jaką przewidzieliśmy. Że niepotrzebnie życzyliśmy sobie akurat tego, przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie. Że wcale nie jesteśmy mądrzejsi z upływem lat. Że wcale nie jest nam łatwiej. I to ten etap dojrzewania sprawia, że leżysz w łóżku, patrzysz w ciemność i myślisz co do chuja? Bo właściwie nic mądrzejszego w tej chwili powiedzieć nie możesz. Bo właśnie wtedy skończyły ci się pomysły. I masz ochotę krzyknąć hej to wcale nie tak miało być, nie tak to sobie wymyśliłam, to nie jest rzeczywistość którą stworzyłam na potrzeby mojego małego życia. I chcesz spytać się pierwszego napotkanego człowieka o co tu właściwie chodzi. Dlaczego zamiast przejmować się usuwaniem hisotrii wyszukiwania w przeglądarce, martwię się tym, że moi znajomi skaczą z wiaduktu. Dlaczego trzy godziny temu spisywałam na kartce listę rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią, a teraz spisuję w głowie listę sytuacji, od których w śmierć bym uciekła. Dlaczego nikt nie potrafi odpowiedzieć na nasze pytania. Dlaczego nie potrafimy ich zadać. Dlaczego wiemy za mało i dlaczego wiemy za dużo. I pewnie będziemy trwać w tym dziwnym, poplątanym stanie aż nie dotrzemy do kolejnego etapu gry. Może wszystko się wyjaśni, a może pogodzimy się z losem skazańców. Może spotkamy się kiedyś razem i stwierdzimy, że nic się nie zmieniło. Może nauczymy się śmiać zamiast wbijać paznokcie w skórę. Może. Może pojechalibyśmy nad morze? Cześć i czołem, jestem matołem.
telluroida - powierzchnia, będąca aproksymacją powierzchni Ziemi w systemie geometrycznych wysokości normalnych, utworzona przez punkty, w których normalny potencjał siły ciężkości jest równy potencjałowi rzeczywistemu punktów na powierzchni Ziemi, leżących na tych samych normalnych liniach pionu, co punkty telluroidy, przy czym odstępy telluroidy od powierzchni Ziemi są praktycznie równe wysokościom quasigeoidy nas elipsoidą odniesienia.