...do celu :)
Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych. W sumie 11 godzin spędziłam w pracy, cały czas w ruchu. Przestawiałam, ustawiałam, sprawdzałam czy wszystko działa. Nie zapomniałam oczywiście o porannych i wieczornych ćwiczeniach. Muszę znów wpaść w tą rutynę, bo kiedy pomijam ćwiczenia cała reszta zaczyna się walić - jedzenie, moje samopoczucie.
Właśnie, jeśli chodzi o jedzenie to zadowolona na 100% z siebie nie jestem, w końcu kupiłam paczkę żelków i bułkę z automatu, ale to pryszcz w porównaniu z tym co potrafiłąm w siebie rzucić i ekhm 'wyrzucić' podczas napadu, więc odnotowuję malutki sukces.
Zdążyłam przygotować sobie jedzonko na jutro, jest owocowo-warzywnie z odrobiną białka, chociaż i tak sądzę że będę musiała sobie coś dokupić. Jedno jest pewne - dzień zaczyna się od kawy.
Dobranoc.