nic.
czasami zastanawiam się co jeszcze mogę zrobić, na co jeszcze mnie stać, aczkolwiek ile można robić dla drugiego człowieka, który dla mnie nie robi nic. jedyne co potrafi zrobić, to zrobić nadzieje, sory, wiele razy potrafi zrobić tą nadzieje, to nie to, że zrobi raz i po czasie znika. ta osoba robi sobie ze mnie zabawke, jestem dla niej planem B. po prostu nie liczy się z moimi uczuciami. dobrze wie, że ciągle, bezwzględu na to co się dzieje w moim życiu na daną chwile, WIE, że jestem na wyciągnięcie Jego ręki. Phi! wie, że we mnie wciąż jest jakaś garść nadziei, nadziei, że się uda... a więc jaki morał z tego, że czekam na kogoś, dobrze wiedząć, że ta osoba już nigdy nie będzie w moim życiu, że już nigdy ta osoba nie będzie do mnie należeć..
kiedyś znajdę na to odpowiedź...