Jak zwyklę nie mogłam się od dłuższego czasu zabrać za notkę, ale dziś mam ku temu powody. Muszę się pochwalić, że znalazło się miejsce dla Nikosia w przedszkolu! Jutro idziemy od rana dogadać się co nam trzeba i od kiedy możemy zacząć. Bardzo się cieszę, a jednocześnie jeszcze bardziej się obawiam. Boję się tego jak Niko poradzi sobie z językiem, boję się, że będzie sie denerwował kiedy dzieci nie będą go rozumiały, boję się, że on nie zrozumie Pani. Ale jakoś będziemy sobie radzić. Dodatkowo poślę go jeszcze na naukę języka w przedszkolu po zajęciach.
I muszę jeszcze nadrobić zaległości co do Martinka :) pomijając fakt, że jest niesamowitym łobuziakiem, to nie chce chodzić w pampersie, ale nie to jest złe, bo wiadomo, cieszę się, że postanowił się pozbyć pampersa, ale też nie chce wołać na nocniczek. Chodzi, sika i robi kupkę wszędzie gdzie popadnie. Oczywiście jeśli zauważę i posadzę go na nocnik to jest zadowolony, ale sam nie chce wołać.
Co do jego zasobu słów, to ciągle się powiększa, ale mówi je tylko kiedy sam ma na to ochotę, bo kiedy każe mu powtórzyć to nie chce.
I tak z dnia na dzień moje dwa łobuzy mnie wykańczają. Zanim wstanę z łóżka to mam rozsypane kakao, jak nie kakao to cukier, jak nie cukier to kawę, jak nie porozsypywane to wyciągnięte masło, lub ser z lodówki i porozmazywane wszędzie. Psu się zawsze oberwie. Z biszkoptowego labradorka robi nam sie kakaowy, albo maślany. Ściany? Nie wspomnę. Podłoga? Tym bardziej. Czasem nie wiem czy się śmiać czy płakać. No ale cóż, co mnie nie zabije to mnie wzmocni. :) Kocham ich pond życie i to nigdy się nie zmieni.
Ale oni są słodcy ;*