[nie, nie wracam do pisania na fotoblogu. po prostu mam wenę po nocy i moich snach, więc chciałbym to przelać. poza tym niedawno minął rok od reaktywowania tego fbl, dlatego można uznać to jako post jubileuszowy. UWAGA! przyjmijmy, że osoby i wydarzenia występujące w poniższym opowiadaniu są fikcyjne. nawet Leonard to nie jest TEN Leonard. enjoy. i przepraszam za ewentualne błędy, pełna improwizacja]
'Sometimes we have dreams that we want them to become the truth.'
Leonard nie mógł się na Nią napatrzeć na zdjęciach, które posiadał. Wielokrotnie już sobie powtarzał, że to nie ma sensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż Ona sama uświadamiała mu to za każdym razem, gdy tylko odważył się poruszać ten drażliwy temat. Za każdym razem wiedział co od Niej usłyszy, ale jednak nadzieja napędzała jego umysł i nie dawała mu przejść obojętnie. Być może wciąż w jego myślach tkwiły słowa, którą w młodości wpajał mu ojciec; by dążyć do celu za wszelką cenę, nie ważne ile po drodze znajdzie się przeszkód.
Kochał Ją. I - jak czasem się zdarza - kochał tylko jednostronnie. Znali się tak naprawdę jeszcze z czasów, kiedy szkoła to była perspektywa wielkiej przygody, a oni całymi godzinami ciepłe dni spędzali na podwórku grając w różne gry i nie martwiąc się o nic. Leonard tylko takie dni z tamtych czasów zapamiętał, te ciepłe, gdy pierwszy raz Ją zobaczył, kiedy uznał, że jest bardzo ładną dziewczynką i kiedy przyniósł jej kwiatka z ogródka sąsiadki. Gorzej już pamiętał jak Ona zareagowała. Kojarzyło mu się, że chyba go wyśmiała i rozpowiedziała to innym koleżankom. No ale to było kilkanaście lat wcześniej, dziecinne zachowania - nie było potrzeby wypamiętywania takich wydarzeń.
Przez chwilę miał zaćmę umysłu, bo już nawet zapomniał co robił w swojej starej szkole w weekend. Zastanawiał się nad tym może dwie sekundy, kiedy obok niego pojawiła się Ona, co zdziwiło go jeszcze bardziej. Z tego co pamiętał wyjechała na studia za granicę i nie miała zamiaru w najbliższym czasie wracać do rodzinnego miasta, a tym bardziej spotykać się z Leonardem w ich podstawówce.
Uśmiechnęła się do niego, złapała za rękę i poprowadziła za sobą. Szli w stronę sali gimnastycznej, z której dochodziły odgłosy skocznej muzyki i ludzi wykrzykujących radośnie jakieś niezrozumiałe słowa. Gdy doszli do wielkich drzwi, Ona otworzyła je i jego oczom ukazała się wielka sala balowa ozdobiona z niesamowitym przepychem, a na parkiecie tańczyło mnóstwo elegancko ubranych ludzi w rytmach, jakie grała kapela stojąca na podeście na końcu sali. Leonard pomyślał, że razem tu nie pasują, ale popatrzył na siebie i na Nią ze zdziwieniem stwierdzając, że są ubrani jeszcze lepiej niż ludzie bawiący się na sali.
Weszli na sam środek parkietu, a reszta otoczyła ich. Kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek. Przytulili się do siebie. Poczuł jej charakterystyczny zapach, który sprawiał, że na całym ciele pojawiała się u niego gęsia skórka. Zatopił swoją twarz w jej włosach i poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
-Niech to pozostanie naszą tajemnicą - szepnęła do niego i zapadła ciemność.
-Wiesz, że Ona wraca na jakiś czas? Trzeba urządzić jakieś spotkanie starych znajomych, no nie?
Leonard tylko się uśmiechnął kiedy jego najlepszy przyjaciel wypowiedział te słowa. Dobrze wiedział, że Ona już wróciła i razem bawili się na balu. Niestety, nie pamiętał wszystkiego dokładnie, co uznawał za efekt picia różnego rodzaju alkoholi, ale ten jeden moment, kiedy zaczęli na początku tańczyć... Pozostał w jego pamięci jak odciśnięty.
Czekała na niego na środku ciemniej ulicy. Gdy tylko podszedł, rzuciła się w jego stronę i mocno przytuliła wtłaczając w jego nozdrza po raz kolejny ten piękny zapach. Zapach kojarzący się z Nią, szczęściem i spełnionymi marzeniami.
-Wróciłam, Leo. Cieszysz się?
Chciał jej powiedzieć, że wie o jej powrocie, bo przecież byli na balu; ale z jakiś powodów nie był w stanie otworzyć ust, a po chwili uznał, że byli tam nieoficjalnie i Ona stara się tylko z nim tak droczyć. Stali w miejscu chyba w nieskończoność, takie Leonard miał wrażenie i nie miał zamiaru tego przerywać. W końcu Ona się odezwała.
-Będzie spotkanie starych znajomych. Wtedy się jeszcze spotkamy. Żegnaj.
Przyszło więcej osób, niż Leonard spodziewał się zobaczyć. Jednak nie to najbardziej go interesowało. Zjawiła się też Ona, piękna jak zawsze, wręcz błyszcząca wśród reszty dziewczyn, które też tam były. Zapomniał się i zbyt długo się przyglądał, aż w końcu Ona to zauważyła. Zaśmiała się serdecznie, podeszła do niego, pocałowała go w policzek i zapytała radośnie:
-Jak tam, Leo? Dawno się nie widzieliśmy! Wyrosłeś na niezłego przystojniaka. Uwiodłeś już jakąś panienkę, czy nie masz na to czasu?
-Wszystko dobrze... - odparł zmieszany Leonard. Nie wiedział co zrobić i nie wiedział jak interpretować jej słowa. Czyżby chciała utrzymać ich schadzki w tajemnicy przed wszystkimi, dlatego teraz udawała? - Zasadniczo to jestem... zajęty. - odpowiedział i puścił jej oczko. Ta się tylko zaśmiała i ruszyła, by się przywitać z resztą. On odprowadził ją wzrokiem patrząc, jak reszcie dziewczyn pokazuje coś na swojej dłoni, na co one wydawały z siebie okrzyki radości.
Usiadła mu na kolanach, jakby nigdy nic. Jakby to było normalne. Cały czas rozmawiała z resztą dziewczyn, śmiała się. Po prostu. Leonard, ośmielony jej krokiem, objął Ją i przysunął do siebie od razu czując ten nieziemski zapach. Tylko się zaśmiała i rozmawiała dalej.
Minęło tylko kilka minut i wyłączyła się z dyskusji. Obróciła twarz w jego stronę patrząc mu prosto w oczy. Piękne oczy. Leonard nie mógł się skupić na żadnym fragmencie jej twarzy, tak jak na jej oczach, jakby go przyciągały. Ona zasłoniła ich oboje swoimi długimi, rozpuszczonymi włosami i pocałowała go w usta. On odwzajemnił jej pocałunek czując się niesamowicie szczęśliwym człowiekiem.
Wstał z łóżka słysząc dzwonek u drzwi. Otworzył je, a za nimi stała uśmiechnięta i rozpromieniona Ona. Leonard już chciał podejść i ją pocałować, ale zanim wykonał jakikolwiek ruch, Ona zaczęła szybko mówić:
-Słuchaj, Leo. Znamy się tak długo, więc głupio by był, gdybym cię nie zaprosiła. Mam nadzieję, że się zjawisz, nawet jeśli zapraszam trochę za późno.
Dostał do ręki kremową kopertę. Otworzył i zobaczył zaproszenie na ślub. Jej i jakiegoś innego faceta. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Co się stało, Leo?
-Wychodzisz za mąż? To czemu w takim razie poszłaś ze mną na bal? Czemu mnie całowałaś? Czemu...?
-Leo, stój, zapędzasz się. Nie wiem o czym mówisz. Więc radzę, byś się rozbudził i wtedy zadzwonił do mnie z gratulacjami, ok?
I odeszła.
Która Ona była prawdziwa? Ta, która nigdy go nie chciała, która ułożyła sobie życie u boku innego mężczyzny? Czy może ta, która tańczyła z nim na balu, a potem się z nim całowała? Co było snem, a co było jawą? Leonard już sam nie wiedział, stracił jakiekolwiek poczucie granicy między rzeczywistością a imaginacją.
Stojąc na krawędzi mostu zastanawiał się co się stanie gdy skoczy. Czy obudzi się u Jej boku i poczuje Jej zapach, czy też może zaśnie na zawsze? Tego nie wiedział, ale postanowił to sprawdzić. W końcu - nic nie tracił, mógł tylko zyskać.
Lecąc w dół poczuł Jej zapach. Poczuł się szczęśliwy.
[nie przyjmuję reklamacji]
Inni zdjęcia: Oddziela Wisła. ezekh114:) dorcia2700Podróż to przygoda elmar*** coffeebean1... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24