Pierwszy raz od dawien dawna, od wielu miesięcy, naszła mnie ochota, żeby coś tutaj napisać. Czy to zwiastun powracającej weny, która zniknęła na przełomie sierpnia i września po trudnych dla mnie wydarzeniach i decyzjach (i nie wystarczyło, że to było dla mnie ekstremalnie trudne, Związek Socjalistycznych Republik Rodzicielskich wyjątkowo często dokłada swoje trzy grosze i... ech, nie warto nawet o tym mówić, bo było, jest i zawsze będzie niepoważne)? Tak czy siak, otworzyłem edytor pisania notki i zaczynam improwizację.
Przede wszystkim mamy dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych i mógłbym się rozpisać na temat tego jak niektóre przyzwyczajenia niektórych ludzi na ten dzień wciąż się nie zmieniły i tracą czas na dopchanie się samochodem do miejsca, z którego ledwo potem wyjadą i w ogóle... Jedno z takich zachowań właśnie. Ale nie, nie chce mi się nawet pisać na ten temat, bo w sumie po co...? Co roku się o tym mówi, co roku ludzie robią to samo i nic tego nie zmieni na przestrzeni najbliższych kilkudziesięciu lat. Niech sobie będzie jak ma być. Dzisiaj na czym innym powinno się skupiać, a nie na mówieniu na innych ludzi, co dzisiaj wypada, a co nie, itp. ...
Nie, ja dzisiaj się zamyśliłem na temat innych rzeczy. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, że dopadła mnie chęć na zamyślanie się przy grobach, bo w trakcie chodzenia tu i tam na trzech różnych cmętarzach dzieje się niewiele, a jak dzieje się niewiele to włączam sobie autopilota, a w mojej głowie rozkwitają myśli przeróżnego rodzaju. I tak się zastanowiłem, tak po prostu... Co by się stało gdybym umarł, tak teraz, w wieku dwudziestu lat z jakiegoś losowego powodu jak wypadek samochodowy - bo śmiercią naturalną raczej teraz trudniej byłoby mi zejść z tego świata, póki co trzymam się bardzo dobrze.
Ha, zabawne, że zawsze w sytuacji kiedy rozważam swoją potencjalną śmierć bądź czas jaki mi przyjdzie żyć na pierwszy miejscu (całkowicie automatycznie i strasznie mnie to bawi) pojawia się myśl, że byłoby całkiem fajnie gdybym żył jak najdłużej, cobym mógł obejrzeć jak najwięcej wyścigów w swoim życiu. Perspektywa zobaczenia jeszcze około sześćdziesięciu sezonów sportów motorowych sprawia, iż w kąciku ust aż pojawia mi się ślinka... No ale dzisiaj opanowałem tą pierwszą myśl i się tak zastanowiłem...
Nie potrafię oczywiście przewidzieć reakcji konkretnych ludzi, co to to nie; nie jestem aż takim geniuszem jak co poniektórzy co dokładnie wiedzą co myśli drugi człowiek i jakie ma zdanie na wiele tematów bez usłyszenia o nich od niej. A bez takiej wiedzy przewidzieć się nie da tak skrajnie emocjonalnych sytuacji. Ba, ja nawet nie wiem co tak naprawdę poszczególni ludzie myślą na mój temat i podejrzewam, że raczej wolałbym nie wiedzieć. Więc nie, nie pod tym względem myślałem w tym temacie.
Zastanowiłem się co możnaby powiedzieć o mnie na moim pogrzebie bądź w gronie znajomych; co bym takiego po sobie pozostawił co by o mnie przypominało; co by w ogóle po mnie pozostało prócz nagrobka na włocławskim cmentarzu, z którego wszyscy dowiedzieliby się, że miałem tyle a tyle lat, umarłem wtedy i wtedy, a poza tym to 'Ave Maria'... Szukałem w niezbadanych rejonach mojego mózgu gdzie nie zapuszcza się nikt i wiecie co? Tak, ja już to widzę po Waszcy twarzach, doskonale wiecie.
Nie znalazłem nic.
I nie chodzi tutaj o to, że jestem zarąbiście skromny i staram się wziąć Was na litość i w ogóle znaleźć na to dziewczynę, z którą założyłbym rodzinę, zrobił jej dzieci, a potem się rozwiódł, bo zobaczyłaby jaka ze mnie ciota; nie. Po prostu nie zrobiłem nic ani nic nie osiągnąłem co mogłoby być wymieniane w rozmowach na temat mojego zmarłego ja. Ani nigdy nie byłem wybitnym uczniem, nie wygrywałem żadnych konkursów, nie miałem żadnych bujnych romansów w przeciągu mojego życia (no hej, przez dwadzieścia lat miałem jedną dziewczynę!), nie wydałem jeszcze książki, nie spłodziłem dzieci... No ja nie znalazłem nic ciekawego co by po mnie pozostało, a w perspektywie, że przeżyłem już 20 lat życia (jeśli dożyję 60 to już jedna trzecia...!) jest to dość uderzająca w głowę myśl.
Czy to źle...? Trochę smutno tak sobie coś takiego uświadomić. Ale są dwie rzeczy, które w tym przypadku wracają mi dobry humor:
1) Jak umrę to mało mnie to będzie obchodziło.
2) W sumie - to mało kto robi coś takiego, żeby po sobie pozostawić, coby ludzie mogli o tym rozmawiać. To człowiek jest ważny. Niewiele mnie to pocieszyło, ale jednak jestem człowiekiem, nie? Nieważne jakim.
Wasz wciąż jeszcze żyjący
Michał
Inni zdjęcia: Oddziela Wisła. ezekh114:) dorcia2700Podróż to przygoda elmar*** coffeebean1... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24