Święta się zbliżają wielkimi krokami, ale ja ich jakoś nie czuję. Dopiero dziś rano stwierdziłam, że jeszcze tylko dzisiejszy dzień, luźny piątek, weekend, 3 dni normalnych dni szkolnych i luzik. Jak już wspomniałam, magii tych świąt nie czuję - nie ma śniegu, nie chodzę w czapce, nie chodzę w zimowych butach (wiem, wiem - powinnam, ale nie jest zimno!), nie odmarza mi nos. Katastrofa tego roku. Już puszczają świąteczne piosenki w radiu. To mnie szczerze irytuje.
Rzygam biologią! Rzygam tymi pierwotniakami, plechami plektenchymatycznymi, zarodnikami i gametami, bo dla mnie to to samo, rozmnażaniem płciowym, dzięki którym nie powstały osobniki potomne, nasięźrzałem pospolitym, cyklami rozwojowymi, między innymi mchu torfowca, które są takie same i wszystkimi tkankami włącznie z miękiszem palisadowym i gąbczastym! Pierdoli mi się to równo. Ale nauczycielkę lubię.
Chcę już wolne! Chcę, żeby nauczycielka chemii zawsze odpowiadała na moje "Dzień dobry." i "Do widzenia."! Chcę, żeby ludzie w tej klasie uciekali z lekcji, których nie musimy być! Chcę wolności i sprawiedliwości. Bosko!
Pozdrawiam Ad, z którą zbieramy grzyby
i naszego ulubionego kolegę zwei, który śnił mi się dzisiaj.
A, właśnie. Na zdjęciu to nie ja. Buziaki dla tej pięknej osoby!