nad bladym policzkiem zamglony las pełen iglastych drzew. przewaga szarości nie zwalcza koloru nadziei - to wciąż pełne świeżości miejsce, w którym kocham przebywać.
dużo owoców piękna, choć nie przesadnie pełno - o nich najtrudniej jest mi zapomnieć.
wilgotny duet w barwach jesieni zaszyty milczeniem lub kłamstwem.
przyprawia o dreszcze, później o rozpacz choć to zupełnie niepoprawny zestaw.
zależność gestów jest najistotniejsza, mową ciała podobno nie da się oszukać.
w lesie ulewa słonego deszczu, skraplana na owoce piękna.
kiedy znalazłam się na rozdrożu, wilgotny duet miał kolor najsłodszych malin.
to był smak szczęścia i w związku z tą euforią nie stać mnie na słowa wdzięczności.
a gdy zamykam oczy czuję ten zapach, lecz nigdy jeszcze tak nijak, jakby z oddali.
kwadranse tęsknoty odliczam westchnieniem.
ktoś zbyt bardzo chciał siłą opanować własny strach.