Dziś poczułem sie jak czajnik, w którym gotuje sie woda.
Moje ciało ogarneły tak silne emocje.... które chłonełem każdym zmysłem.
Zapach kadzideł, lament kobiet,chłóóód czy widok witrarzy i uchylone wieki trumny w kaplicy gdzie spotkali sie znajomi, rodzina. przyjaciele i wrogowie dawały niecodzienną atmosfere.
Ostatnie porzegnanie.
Widok młodego, 27 letniego chłopaka z poszytą głową
leżącego w garniturze, z poprzepalatanym miedzy palcami różańcem....
Dotąd zawsze tryskający energią i charyzmą, bez ducha wydawał sie nie być sobą.
Najśilniejszy impuls poczułem kiedy położyłem prawą dłoń na jego dłoniach, poczułem ich chłód,
poczułem ten chłód w całym sobie, nie jestem w stanie tak na prawde tego opisać.
Targały mną emocje, tak silne, że gdy odwórciłem sie od trumny w strone żałobników, przełykając cieżko śline
nie potrafiłem żadnemu z nich spojrzeć w oczy. Światło które biło na mnie i trumne z otwartych framug poterznych drzwi kaplicy wskazywało mi droge, by jak najszybciej to miejsce opuścić, mimo że łzy nie laly mi sie do oczu, czułem to tak intensywnie niemal że namacalnie.Co takiego czułem? Nie wiem. Ale z pewnością były to silne emocje.
W głowie miałem setki pytan, rozmów przeprowadzonych sam ze sobą, staranie sie pozbierać i wyciągnać, wnioski bądz jaki kolwiek sens, tego wszystkiego. Sens życia? Śmierci? Bytu, płaczu, zachwytu.