Jak zwykle loguję się na photobloga w celu wylania całego gniewu, wszystkich moich zarzutów wobec świata. Chwilę potem uświadamiam sobie, że z pewnością brakło by mi tu na nie miejsca, a poza tym zwyczajnie szkoda mi czasu na zajmowanie się tak bezwartościowymi czynnościami. Może to komiczne, ale wchodzę do tej samej rzeki, jak co roku. Brakuje mi bardzo tego, co było. Jakiejś beztroskości, jakiejś wątpliwej dojrzałości. I brakuje mi czasu, ale to chyba najmniejszy problem. Tego akurat brakuje każdemu. Dziś uderza mnie w twarz wszechobecna obłuda. Brak świadomości tego, jak przedstawiają się realia. Niezręczne uczucie, gdy bawi to, co dla innych jest powodem troski i smutku. Pdobają mi się, naprawdę podobają mi się te perfekcyjnie dopracowane dramy na fundamentach żałosnego cierpienia. Cierpienia, które wydaje się niektórym być kresem wytrzymałości psychicznej. Tak bardzo mnie to bawi. Tak bardzo dobrze czuję się z tym, że mnie cały ten cyrk nazwanych uczuć omija. Tak strasznie lubię przyglądać się z boku temu infantylnemu upodleniu. Boże, moje życie jest takie idealne.