Dzień trzynasty lipca dwa tysiące czternastego roku. Godzina dwudziesta druga zero osiem. Niedziela. Myślę, że wizja jutra jest dość precyzyjna, szczególnie w porównaniu do ostatnich dni, które dnia trzynastego lipca dwa tysiące czternastego roku przekreślono czerwonymi krzyżami. Wstanę jutro wcześnie, bo dlaczego by marnować czas na tak błahą czynność jaką jest sen. A potem jak gdyby nigdy nic wymiotę kurze tego marnego, upokarzającego początku. Początku miesiąca lipca. I zrobię jeszcze zakupy. Zostawię odciski palców na plastikowej torbie, żeby ekolodzy mieli co robić. Żeby wszczęli śledztwo i odprawili z całym pietyzmem żale nad tą plastikową torbą, która będzie się przecież rozkładać setki lat. Matka natura mogła się pomylić wykształcając w procesie ewolucji istoty, które sukcesywnie będą dążyć do zgotowania jej całkowitego upadku. Matka natura w swoim samozniszczeniu. Najwyraźniej tego właśnie potrzebuje.