Apatia staje się powoli nie do zniesienia. Systematyczne powtarzanie tych samych, zwyczajnych działań na dłuższą metę musi wprawiać w depresję lub coś podobnego, nie wiem. Monotonność powtórzeń przyjmuje formę czegoś najbardziej rzeczywistego, realnego i prawdziwego, to okropne. Stan niczego. Wypatrywanie granic, rzucanie się w wir teraźniejszości i jutra miałoby jakieś uzasadnienie w chęci poznania, kreowania nowej prawdy, podczas gdy fragmentaryzacja minut przeszłych nie zmieni niczego. Gapiąc się w tę pustkę, w te niewskrzeszone wskazówki, spuszczam z łańcucha wszystkie ofiary. To naprawdę zabawne, że człowiek chce wszystkiemu, każdej swojej czynności, nadać sens, co zresztą wkrótce zajmuje mu niemalże całe życie. Chcąc nazwać wszystko popadamy w obłęd, gubiąc przy okazji to, czego nazwać się nie da i neutralizując resztki tego, co nazywa się zawsze jakoś ogólnikowo, określa zupełnie obojętnymi sylabami, obrzuca kilkoma zupełnie przypadkowymi literami, bez wchodzenia w szczegóły. Tak, żeby każdy wiedział o co chodzi, wszystko inne pozostaje bez znaczenia. Stan niczego. Wciąż.