Wczoraj wieczorem o 20 w końcu wymyśliłam tezę do prezentacji maturalnej (no dobra, nie sama...). Do 1 w nocy udało mi się stworzyć ogólny zarys wypowiedzi. Dzisiaj rano, na godzinę przed maturą pisałam wnioski. Na 5 minut przed wyjściem wypełniałam plan ramowy. Nie zdążyłam na autobus, bo przecież musiałam jeszcze ten plan wydrukować. A później wydrukować jeszcze raz. Zaraz po tym, jak zauważyłam błąd w swoim imieniu. Biegnąc na maturę po schodach osiągnęłam prędkość świetlną w butach na obcasie.
Ciągle liczę na to, że jednak na tym świecie istnieją więksi ignoranci, niż ja.
A teraz idę odespać antysemityzm i holocaust w literaturze polskiej.
PS. Dostałam 100%.