Film Stanleya Kubricka.
W każdym z nas, daleko, poza tym, co wydostaje się na światło dzienne, czai się to. Czai się to, co sprawia, że kochający mężowie i ojcowie potrafią podczas wojny zabijać rodziny, gwałcić, plądrować. Drugi ja. Ktoś, kto po czasie znów się schowa, a my z powrotem będziemy na powierzchni.
Człowiek doprowadzony do szaleństwa jest nieobliczalny, a wojna jest takim szaleństwem. Nikt z nas nie wie, co zrobi, gdy oszaleje. Gdy coś w nas pęknie. Powody są różne. Wtedy nasze drugie ja może się ujawnić. Zaczniemy robić rzeczy, których wcześniej byśmy nie robili. Jestem optymistą, zakładam, że każdy z nas jest raczej dobry niż zły. Otóż wtedy się wszystko odwróci.
Dualność człowieka. Zdolność do podziału roli. Jeden kocha, drugi zabija, żaden nie przejmuje się, co drugi robi. A to przecież my. Obaj. W tym samym ciele. Albo czasem chcemy, by był ktoś drugi. Jak w pewnym innym filmie, o którym nie można mówić. Takie są jego dwie pierwsze zasady.
Idealny drugi ja. Ktoś, kim nie możemy być, a kim byśmy chcieli. Paskudny drugi ja. Ktoś, kto się uwalnia, gdy my nie mamy siły, kim normalnie byśmy nie chcieli być. Obu trzymamy w klatce. A może to jedna osoba? A może trzymamy w klatce samych siebie.