Zamknęłam oczy, spałam.
Śniło mi się coś pięknego.
Świat bez mgły.
Bez płachty niesprawiedliwości.
Bez bólu.
Bez smutku.
Obudziłam się, żałując, że
w ogóle zasnęłam.
Powróciłam do rzeczywistosci.
Do świata, który rani na każdym kroku,
do życia, które potrafi kopnąc z tak
ogromną mocą, że nawet najsilniejszy
człowiek nie ma siły, żeby się obronic.
Do współczesności, która nie rozumie
odmienności drugiego człowieka.
Nie do ludzi, tylko do hien,
żywiących się cudzym cierpieniem.
Do zamglonej przestrzeni,
nie potrafiącej znaleźc źródła światła.