Niszczę białe kartki
Przekręcam słowa bez sumienia
Czarno-czarnym atramentem
Zalewam nie istotne wspomnienia
Biorę w swe ręce zdania pogardy
Idąc szukać spokoju w dolinie
Przeczekam życie i cierpienie
A i niech smutek gdzieś przeminie
Poznam dotykiem słońce
Oparzę dłonie od jasności
Nie chcę zaznać więcej tego
Co głupcy nazywają mianem miłości
Więcej już nic do mnie nie mów
Sprzedam duszę za milczenie
Sinymi wargami nigdy nie proś
O te nędzne wybaczenie
Bo gdy uszyją ci garnitur ze słów
Wilgotne zdania same w jej stronę popłyną
Kroplą mgły zmyję to
Co naznaczone było moją winą
Trzaskam drzwiami nienawiści
Naga opuszczam twe wymyślone Rio de Janeiro
W rozkołysanej tęczy twego zapachu
Nie wiem co się dzieje ze mną
Bosymi stopami prowokacji
Zamykam rozdział drugi natchnienia
Ostatnimi lekkimi zmysłami
Nie wyprosisz ode mnie zbawienia
I już na wieki bez ciebie
Fascynacje pomnożone razy trzy:
Ja, poezja i zapomniane
Jedno słowo-my
by emi