"Okazuje się, że mamy tysiące twarzy. W zależności od potrzeb zakładamy nową maskę i idziemy grać kolejną rolę na scenie teatru zwanego życiem. Tu dajemy uśmiech, bo tak wynika z roli, gdzie indziej warkniemy, bo tak układa się scenariusz i co raz mniej zostaje miejsca na nas samych. Zmieniamy maski dostosowując się do haseł rzuconych przez inspicjenta, wczuwając się w otaczającą scenerię. Coraz mniej jest nas, a coraz więcej gry. No bo jak tu nie grać, gdy oczekuje się od nas zupełnie czego innego, niż my sobie założyliśmy?"
boli, nie boli, pier do li mnie to ;]