Jakoś nie wiem, co mam napisac.
Mam milion niepoukładanych, rozsypanych myśli. Nie wiem, no. Lubię takie wieczory jak ten, kiedy mam mnóstwo ciekawych tematów do obgadnia z różnymi osobami. Tylko nie podoba mi się, że to już NIEDZIELA. Jutro do szkoły i znów to samo. ;/ Trudno.
Pociesza mnie fakt, że jeszcze chwila i ferie. Yeah. A po feriach co mnie uratuje?! Yy. Nic. Trzeba będzie łazic do szkoły, będzie egzamin i w ogóle. Ale przynajmniej z górki! Joł.
Nie wiem, ale mam straszny apetyt na wszystko. Na czekoladę, mandarynki, mleko waniliowe, paluszki z sezamem, herbatę, kisiel jabłkowy, gumę do żucia, pomidora, kanapkę z wędliną i chrzanem. Yy. Skończyc z obżarstwem! (omg, trudno będzie).
Doszłam do wniosku, że warto życ chwilą. Lepiej życ chwilą, niż tym, co będzie kiedyś. Bo co z tego, że taka chwila znaczy nic wobec wieczności, jeżeli daje wspomnienia? A co, jak się będzie całą wiecznośc żałowało, że się nie wykorzystało tego momentu? Można też go wykorzystac i ponosic konsekwencje przez cały czas później. Ale co z tego. O to chodzi, żeby gromadzic te chwile. A 'bez ryzyka nie ma zabawy', jak uważa jeden ktoś. I ja się w sumie zgadzam.
Zaczynam jutro wf-em. Idę się pochlastac nożyczkami wycinającymi wzorki, ząbki i inne fale.
A tak w ogóle, to nie wyobrażam sobie życ w XV wiecznej Florencji. ;o