Za każdym razem, gdy mam ochotę coś tu napisać kończy się to przyciśnięciem x w prawym górnym rogu lub utknięciem zakładki z notką w stercie innych (wiem, mniej zakładek, komputer działa szybciej, who cares). I znowu nie wiem od czego zacząć. Nie wiem czy ponowne wynurzanie się tu jest wporządku, czy kolejne umieranie z tęsknoty nie jest już nudne, czy ubieranie miłości w inne słowa nie straciło już należytej wartości. Dla mnie nie, bo wciąż czuję to samo i te same myśli snują sie po mojej głowie. Tęsknię i kocham, ale nie tym chciałam się z Tobą dzisiaj podzielić. Mam w sobie niepokój, taki, który pojawił się u mnie, gdy usiadłam w wyznaczonym miejscu w pociągu. Czerwona lampka, która mówiła wysiądź. Zostań, bo wszystko się zmieni. Zignorowałam to, wiadomo, opuszczanie Cię zawsze jest trudne. Wróciłam, a niepokój nie mija, rozmawiam z Tobą, a on wciąż tam jest, sprzątam i nie znika, jem i nie znika. Cokolwiek robię jest. Wiem, czego dotyczy. Nas, a raczej naszego braku. Jestem zła sama na siebie, ale mu ufam. To chyba jak kobieca intuicja, nic nie możesz z nią zrobić. Dlatego złoszczę się, gdy nie reagujesz i zachowuję jak idiotka, jak dziewzyny w związkach, którymi gardziłam i wciąż gardzę. Bo nie może sie to tak przecież skończyć, nie teraz, nigdy. I nie wiem jak to naprawić, nie wiem, bo mój mózg koduje wszystkie nieprawidłowości, najmniejsze zachowania budzą wątpliwości i powodują strach przed utratą, utratą Ciebie. Chyba wariuje i czuję się jak idiotka.Cieszę się z jutrzejszego spotkania, chcę Ci wszystko powiedzieć, wszystko wyjaśnić i przytulić, bo to koi wszystko,
Chodź do mnie szybko.