od czego mam zaczac?
nie wiem, wkurzam sie sama na siebie. najlepiej miec wyj.. i nie przywiazywac sie za bardzo. ale jak to zrobic? chcialabym sie cofnac do tego czasu kiedy to jeszcze mialam naprawde wyj.. na P. kiedy nie obchodzilo mnie co robil, kiedy jeszcze nic do niego nie czulam. przeciez nie chcialam sie w nim zakochiwac gdybym mogla sie cofnac do tej chwili, tej sytuacji kiedy poczulam cos do niego to wybralabym inna droge. ale teraz juz nic na to nie poradze. on nie zasluguje na mnie on nie zasluguje na zadna dziewczyne. nie mowie,ze ja jestem swieta ale nie zasluguje na mnie na nowa i zmieniona mnie. dzisiaj powiedzial mi troche rzeczy ktore moze i po czesci byly prawda ale tak sie nie mowi.. jestem jaka jestem i albo to akceptujesz albo nara. czy ja naprawde musze sie przez takiego kogos przejmowac?
najlepsze jest to, ze jeszcze wczoraj marzylam jak to bedzie jak bedziemy rodzina, jak bedziemy mieli dziecko. jeszcze wczoraj rozmawialismy o tym ze chcemy byc razem do konca i za gora dwa lata miec dziecko.a dzisiaj? naprawde takie momenty sa mi potrzebne, wtedy widze prawdziwego jego, widze ze nie moge wiazac z nim przyszlosci. wiec dlaczego jeszcze w tym tkwie skoro wiem ze nic z tego nie bedzie? dlaczego nie potrafie go sobie odpuscic.. przeciez nie chce patologicznej rodziny dla mojego dziecka, nie chce plakac i cierpiec kazdego dnia, wiec po co? gdybym mogla tylko ogarnac swoje serce.
wiem,ze mnie kocha. nie wiem czy mnie nie zdradzi. wiem ze mu zalezy. nie wiem czy da rade sie ogarnac. wiem ze to wszystko nie ma przyszlosci- i to jest najgorsza moja wiedza. tak bardzo mnie to boli, ze chlopak do ktorego tyle poczulam ktory mnie tez kocha nie bedzie ze mna. nie ma prawa ten zwiazek istniec. jak ja mam to zakonczyc? skoro nie chce? wszystko jest takie pogmatwane.
karma. to jest wlasnie to. -,-
sprobuje, naprawde sprobuje!