Spośród wspomnień wybieram te dotychczas mnie dręczące, oddzielam starannie od chwil bezdechu. I czekam... nie wiem kiedy minął dzień, kiedy mój papieros zgasł. Moja słodka terapia jutrem. Tyś nawet nie jest wart pogardy. Dumny niczym paw przyglądasz się bez skruchy, łapczywy wzrok kreśli niewidzialną ścieżkę wzdłuż aorty. Wahasz się, już przywykłam. Twoje własne ego Ci na to nie pozwoli. Jesteś tylko jednym z wielu, marną jednostką kulącą się w niemocy. Spadasz... w końcu sięgniesz ziemi. Wyczekuję.